Tego dnia państwo Wiśniewscy nie zapomną nigdy. Późnym popołudniem, w ciągu zaledwie kilku chwil poddasze ich domu w Michałowie-Reginowie stanęło w ogniu. Szybka reakcja i łut szczęścia sprawiły, że zdążyli w porę opuścić budynek. Ocalili życie i zdrowie, ale drżą o dach nad głową. Dosłownie i w przenośni. Naprawienie szkód spowodowanych przez żywioł znacząco przekracza ich możliwości finansowe. Dlatego proszą o pomoc.
Gdy państwo Wiśniewscy rozpoczynali rano dzień, nie przypuszczali, że jeszcze przed wieczorem na sygnale zajedzie do nich sześć zastępów straży pożarnej, karetka oraz pogotowie energetyczne. Niestety w środę 29 marca tak właśnie się stało. A zapowiadał się spokojny, rodzinny wieczór… – Po pracy siedziałam z dziećmi w domu. Było trochę chłodno, deszczowo, więc postanowiliśmy rozpalić w kominku. Kiedy już w pokoju zrobiło się ciepło, syn zauważył za oknem dużo dymu. Wyszłam na taras i zobaczyłam, że dym nie leci z komina, tylko spod dachu. Wtedy wbiegłam do pokoju, otworzyłam klapę od strychu, a kiedy zobaczyłam ogień, zamknęłam ją. Mniej więcej w tym samym czasie przybiegł do nas sąsiad, który też zobaczył dym. I to on zadzwonił po straż pożarną. Wyniósł również butlę z gazem – relacjonuje Katarzyna Wiśniewska.
Strażacy dojechali na miejsce w ciągu kilku minut. Prowadzone głównie na poddaszu działania gaśnicze trwały około kwadransa. Ale dopiero dwie godziny później, po upewnieniu się, że ogień dogasł, a domownikom – matce i trójce nastoletnich dzieci – nie grozi niebezpieczeństwo, pozwolono im wrócić do budynku. – Wybiegliśmy na zewnątrz tak jak staliśmy, bez kurtek i w kapciach. Na szczęście w międzyczasie zebrało się tu wielu sąsiadów, którzy starali się nam pomóc. Serdecznie im za to dziękujemy – mówi wzruszona pani Katarzyna. Jej mąż dojechał na miejsce mniej więcej godzinę po zdarzeniu, gdy trwało jeszcze oddymianie pomieszczeń. Widok, jaki ukazał się jego oczom, był straszny. – Dach praktycznie nie istnieje. Stoi, ale w każdej chwili, przy większej wichurze grozi zawaleniem. Obawiam się, że wkrótce przyjdą burze, nawałnice i pod wpływem wiatru dach po prostu się złoży. Wtedy już będzie koniec. Stracimy wszystko to, czego nie strawił ogień, meble i rzeczy osobiste – martwi się Arkadiusz Wiśniewski.
Przyczynę pożaru strażacy ustalili bardzo szybko. Zawiniła prowadząca od kominka rura, która na biegnącym przez poddasze odcinku pękła, co w rezultacie wywołało pożar. Resztę liczącego 15 lat domu uchronił przed zniszczeniem betonowy strop. Nie licząc położonych w tym roku paneli podłogowych, które po akcji gaśniczej nadają się tylko do wymiany. Ale największym problemem jest dach. – Nie mamy środków, żeby odbudować go samodzielnie, dlatego zwracamy się z prośbą o pomoc. Liczy się dla nas każda złotówka – apeluje pan Arkadiusz.
Według wstępnych kalkulacji koszt materiałów potrzebnych do wymiany 260 m² dachu to około 25 tys. zł. Kolejne 20 tysięcy weźmie wykonawca. Takich pieniędzy rodzina Wiśniewskich nie posiada. Ma za to nadzieję, że zwykli ludzie, a może jakiś przedsiębiorca lub firma budowlana, pomogą im znów poczuć się w ich domu jak w domu.
Waldek Siwczyński
Numer konta, na które można wpłacać pieniądze na remont domu rodziny Wiśniewskich: Alior Bank, 58 2490 0005 0000 4000 9515 4833.