Obok wyróżnianych przez górali prawdy, całej prawdy i g…o prawdy jest jeszcze jedna kategoria pewnych zdarzeń – fakt autentyczny. I właśnie kilka z nich dziś objawię. Dotyczą pracownika firmy działającej ponad dwa tysiące lat i póki co dalekiej od bankructwa. Przynajmniej w naszym świecącym święcącym przykładem kraju. Biznesowe terminy, choć w odniesieniu do nosiciela sutanny mogą razić, pasują tu jak księdzu mercedes. Parafialne stado wiernych owieczek od lat pozbawia on bowiem złotówkowego runa z wprawą godną jankeskiej skarbówki. I tak samo jak jej szeryfom, nikt mu nie podskoczy.
Kiedy obejmował aktualne włości, posiadł już sławę skutecznego egzekutora. Zatem jego przydział do parafii, w której wlokło się wznoszenie nowej świątyni, szefowie na bank dobrze przemyśleli. Ten zaś nie zawiódł. W trymiga, niczym wiejski klecha piętnując z ambony skąpy lud i grożąc mu odmową kapłańskiej posługi, napełnił kasę i budowę dokończył. No, prawie, bo teraz trzeba obiekt godnie wyposażyć. Ostatnio, wedle doniesień skubanych parafian, ceniący hojność probi upatrzył sobie klawe klawisze. Cena okazyjna – jedyne 800 tysiaków. Sęk w tym, że nie zebrał dotąd nawet połowy. Dokręcił przeto wiernym śrubę i wytyka im nawet to, że po modłach ociągają się z nabywaniem katolickiej prasy. Tańczą przeto tak jak im pasterz zagra, dnia, gdy wreszcie kupi nowe organy, oczekując jak zbawienia. I klepią pacierze, żeby wcześniej nie zarżnął ich na amen.
W licznych o tym księdzu przypowieściach ani razu nie pojawia się wątek troski o dusze parafian. Natomiast całe mnóstwo o zaglądaniu im do kieszeni. Mimo to, spiskując po kątach, ci karnie stawiają się na msze. Wielu z nich, wzorem studentów, aby mieć zaliczone zajęcia. Dobrze wiedzą, że swą religijność muszą podać niedzielnemu wykładowcy na tacy. Nie do wiary!