Biorąc pod uwagę popularność miejskiego targowiska, handel pod chmurką legionowianie bardzo lubią. Nic więc dziwnego, że w trzecią sobotę września chętnie zaglądali na tyły Delikatesów Hetman. Tym razem zwabieni przez Jarmark Jadła i Rękodzieła Pogórza Przemyskiego.
Smaki i zapachy przywieźli stamtąd m.in. członkowie Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, zajmującej się ochroną naturalnych walorów tego regionu. – Natomiast ubocznym efektem naszej działalności jest produkcja różnego rodzaju przetworów, które robimy dlatego, że chcemy, aby lokalni mieszkańcy mieli pracę w czymś innym niż rżnięcie lasu – przyznaje z gorzką ironią Antoni Kostka. Jak twierdzą ludzie z Fundacji, której celem jest utworzenie na Pogórzu parku narodowego, jest ono ze wszech miar unikalne. Dlatego starają się tę wyjątkowość chronić. – Pogórze Przemyskie to chyba najdzikszy w tej chwili region w Polsce, niezamieszkały całkowicie. Mamy tam np. masę dzikich albo zdziczałych starych sadów, które wymagają opieki, konserwacji i należy zachęcać gospodarzy, aby ich nie wycinali. My z takich jabłek robimy soki. Pochodzą one z Wilczych Gór, czyli terenu położonego między Bieszczadami a Przemyślem. To nasz matecznik – dodaje przedstawiciel Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.
Będąc głównym bohaterem jarmarku, Pogórze Przemyskie nie było bohaterem jedynym. Okazji do degustacji i zabawy mieszkańcy mieli o wiele więcej. I ochoczo z nich korzystali. A wszystko to przy klimatycznej muzyce ukraińskiego zespołu ludowego. Do oferowanych tego dnia atrakcji pasował on doskonale. Tak samo jak smaczne nalewki ze Lwowa. – Robimy wszystko ze szczerego serca i z dobrych produktów. Jesteśmy tu, żeby zaznajomić ludzi z naszą produkcją, żeby kiedy przyjadą do Lwowa, wiedzieli, gdzie zjeść śniadanie, kolację, gdzie co wypić i co wziąć w drogę – mówi łamaną polszczyzną Jurij Piedwiernyj z lwowskiej restauracji Baczewski.
Ucząc i bawiąc, sobotni jarmark miał też zachęcić klientów do sięgania po towary lepsze niż te dostępne u handlowych gigantów. Zdaniem wystawców toczona przez regionalnych producentów walka o jakość ma szansę powodzenia. – Wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa coraz więcej ludzi będzie stać na kupowanie produktów bardziej wyrafinowanych. One muszą być droższe, bo ich produkcja kosztuje więcej, ale jest to jednak coś innego, niż kupujemy w supermarketach. I zawsze będzie na to klientela – uważa Antoni Kostka. Oby tak się stało. W końcu, jak to zauważono już w starożytności, jesteśmy tym, co jemy.