Do historii można przejść w rozmaity sposób. Jeśli chodzi o Polskę, kraj miłujący przegrane sprawy, jednym z patentów na nieśmiertelność jest efektowna śmierć. Najlepiej w boju i za młodu. Robiąc ostatnio w branży, która zgonami oraz wojaczką stoi, minister Macierewicz wybrał jednak (co sporo obywateli zdaje się mieć mu za złe) inną drogę. Człapiąc szlakiem Kazimierza Wielkiego, postanowił zostawić po sobie uczelnię. Pan Kazik założył krakowski uniwerek, a pan Antek założył się z kumplami, że szturmem zdobędzie jakąś wojskową budę. I zdobył! Wystarczyło przemalować Akademię Obrony Narodowej na Akademię Sztuki Wojennej, a następnie wstawić tam własną załogę. To jednak tylko kamuflaż. Grunt to zmiana, jaka ma zajść w narodowej doktrynie wojennej.
Sporo o naszej nowej strategii zaczepno-obronnej mówi rozpisany przez ASW przetarg. Pragnienie zbrojnej konfrontacji musi być tam olbrzymie, ponieważ służące pod uczelnią kasyno zgłosiło zapotrzebowanie na 1200 beczek piwa (nawiasem pisząc, marnej jakości) oraz akcesoria służące do jego transformacji w bojowy motywator: lodówki, stoliki, krzesła. Bo ciepłego browarka i na baczność polski oficer pił nie będzie! A że oszczędzanie na armii wychodzi Beckiem, Antkademia gotowa była przelać na konto dostawcy złocistego paliwa aż 360 tysiaków. Czemu „była”? Bo zamówienie zdekonspirowały wredne media, przez co mundurowi – publicznie deklarując czystość transakcji – wywiesili białą flagę, wylewając piwko z kąpielą. A przecież to normalne, że skoro sztukę uczelnia ma w nazwie, to sztuk piwa zabraknąć studentom i wykładowcom nie powinno. Dowiedli już dowódcy Armii Czerwonej, że po wprowadzeniu w sołdata płynnej zachęty do walki, jego wartość bojowa znacząco wzrasta. Niechaj więc też nasi, gdy kiedyś wyruszą prać wroga, idą w bój naprani! Mając w odwodzie beczki, z pewnością nie dadzą mu nabić się w butelkę.