On ma 46 lat, ona jest od niego 10 lat młodsza. On wiedzie prym w jednej z korporacji, ona żyje ze sztuki. Choć są z zupełnie innych światów, łączy ich jedno – w sypialni nie lubią rutyny i cenią sobie… tłok. To tylko jeden z przykładów pary swingersów, których dziś w każdym zakątku Polski jest coraz więcej.
Swingersi to osoby, które decydują się na seks w wydaniu grupowym. Najczęściej są to pary, które „swingują” z innymi parami, bądź spotykają się w tzw. trójkątach. Zawsze z obopólną aprobatą. Może się wydawać, że takie zjawisko jest raczej rzadko spotykane, jednak nic bardziej mylnego. Wystarczy rozejrzeć się po pierwszym lepszym portalu z ogłoszeniami towarzyskimi. Tam roi się wręcz od anonsów zachęcających do wspólnej zabawy. Swinging deklaruje około 1-4 proc. Polaków, choć wyniki te mogą być nieco zaniżone, ponieważ takie praktyki nie są w naszym kraju publicznie akceptowane. W samej Warszawie i okolicach jest kilka dobrze prosperujących klubów dla swingersów, ale nad wszystkimi roztacza się aura tajemnicy. Nikt nie chce przecież być potępiony przez społeczeństwo.
Wbrew komentarzom niechętnych swingersom osób, erotyczna zabawa w większym gronie nie jest zboczeniem. Swingersi nie są odchyleńcami bez serca, hedonistami, którzy nie wiedzą, co to prawdziwa miłość. Jak przekonują zwolennicy tej formy kontaktów seksualnych, w ich związkach jest dużo wzajemnego szacunku i zrozumienia.
Zabawa bez krzywdy
Marek i Ola spotykają się od 10 lat. Od dawna marzyli o swingowaniu, ale jak mówią, musieli do tego dojrzeć. – Potrzeba było nam czasu, aby się dotrzeć i ustalić zasady gry między nami. Wiemy, że się kochamy, ale nie potrzebujemy się ograniczać. Kręcą mnie kobiety, a Marek zawsze miał fantazję, żeby w sypialni bawiły się z nim dwie kobiety. Więc postanowiłam spróbować – opowiada Ola. Marek dziwi się, dlaczego ludzie nie tolerują ich fantazji. – Przecież nie robimy nikomu krzywdy. Jak się ludzie zdradzają w małżeństwie i jedno z nich cierpi, to wtedy jakoś nie mówi się, że jest to zboczenie. A nas się nazywa odmieńcami i ludźmi bez uczuć. To nie fair, bo my nigdy nie wchodzimy w żadne układy, które krzywdzą kogokolwiek. Nie byłbym w stanie zmuszać do tego Oli, po prostu sami tego chcemy i dobrze się bawimy – tłumaczy Marek.
Zdrada kontrolowana
Niektórzy swingersi w innych parach, które nie akceptują tego typu zabaw, dopatrują się hipokryzji. – Z nas się śmieją, a sami zdradzają się po kątach. Jaki to ma sens? Osobiście nie wierzę w małżeństwa czy dłuższe związki w pełnej wierności. Więc skoro można mieć nad tym kontrolę, to dlaczego tego nie robić? Mnie kręci to, że mogę sypiać z innymi facetami, a mój mąż z innymi kobietami, ale to jest tylko sex, który jest dla nas zabawą. Jeśli mamy jakieś problemy czy potrzebujemy po prostu czułości, jesteśmy tylko my i nikt więcej. Niektóre pary są naszymi przyjaciółmi i jakoś żadna z nich się nie rozpadła – przekonuje Alicja.
Należy jednak pamiętać, że takie łóżkowe zabawy niosą ze sobą ryzyko odczuwania negatywnych emocji. Szczególnie osoby zaborcze nie powinny próbować takich relacji, gdyż w tym przypadku rozpad związku będzie tylko kwestią czasu. – Jeśli masz się poświęcać dla partnera czy partnerki, by go nie stracić, to absolutnie tego nie rób. Lepiej odejdź i poszukaj kogoś innego, bo swinging ma być z założenia przyjemnością dla wszystkich. Ja z moim partnerem, jeśli tylko czujemy w jakichś parach niepewność albo zazdrość, nie nawiązujemy znajomości. Nikt z nas nie chce problemów ani krzywdy innych – podkreśla Alicja.
Rozpad związku nie jest jedynym zagrożeniem związanym z uprawianiem seksu w większym gronie. Prócz różnego rodzaju chorób przenoszonych drogą płciową, warto także wspomnieć o dolegliwościach psychicznych. Tu na pierwszy plan wysuwa się ryzyko uzależnienia od seksu i coraz to nowych wrażeń z nim związanych. – Mój mąż mówi, że jak mamy przerwę i nie idziemy poswingować, to robię się strasznie nieznośna. Czy to już uzależnienie, nie wiem? – wyznaje nam Alicja.
KejT