Przedświąteczna aktywność, ale nie tylko ona, skłania niektórych spółdzielców do zachowań, które trudno racjonalnie wytłumaczyć. Wychodzą one bokiem m.in. blokowym zsypom oraz kanalizacji. A że historia co roku lubi się powtarzać, ostatnio na osiedlach trzeba było bić na alarm.
Kiedy nadchodzi czas intensywnych domowych porządków, w wieżowcach widać to najszybciej. – Niestety, mieszkańcy wrzucają do zsypów różne nietypowe przedmioty. W ostatnim czasie w budynku nr 201 wyciągaliśmy kawałki mebli, listwy – ktoś zadał sobie naprawdę dużo trudu, żeby wcisnąć je w taki mały otwór. Mniej czasu zajęłoby zwiezienie tego windą na dół. Nasi pracownicy udrażniali zaklinowany lej zsypowy przez dwa dni – narzeka Monika Osińska-Gołaś, kierownik adm. os. Sobieskiego.
Jakby tego było mało, do administracji zgłoszono kilkanaście przypadków zatkanych rur kanalizacyjnych. I tutaj również wina leżała po stronie lokatorów. – Wyciągane z blokowych instalacji były ręczniki, kurczaki, szmaty i różne rzeczy, które w ogóle nie powinny znaleźć się w toalecie. Stąd nasza prośba do mieszkańców, aby tego nie robić, bo można narazić na kłopoty zarówno siebie, jak i sąsiadów. W momencie gdy kanalizacja jest zapchana, może wybić w innym mieszkaniu – przypomina administratorka.
Pracownicy SMLW przestrzegają też przed zostawianiem zbędnych rzeczy w piwnicznych korytarzach. Meble lub inne spore przedmioty zwyczajnie utrudniają wszystkim życie. A w skrajnych sytuacjach mogą okazać się niebezpieczne. – Później musimy pytać, czyje to jest, czy jest jeszcze potrzebne i czy ktoś to zabierze. Gospodarzowi też jest ciężko taki korytarz sprzątać, jeśli on jest pozastawiany. A w przypadku pożaru istnieje zagrożenie, że te rzeczy zajmą się ogniem lub utrudnią ewakuację. Takie przedmioty należy od razu wstawiać do altanki śmietnikowej – mówi Monika Osińska-Gołaś.