W drugi weekend grudnia Powiatowy Zespół Szkół i Placówek Specjalnych stał się centrum polskiego witrażu. Wszystko za sprawą goszczących w legionowskiej placówce IV Krajowych Warsztatów Witrażu i Mozaiki Artystycznej. A właściwie ich wyjątkowym, zakręconym na punkcie swej pasji uczestnikom.
W roli jednego z ojców imprezy życie obsadziło lokalnego twórcę Andrzeja Bochacza, autora projektu „Legionowo stolicą witrażu”. Życie i przypadek. – Kiedyś zapytałem go, czy możemy w jego akcję włączyć niepełnosprawnych uczniów. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób to zrobić. I namówiłem pana Andrzeja na warsztaty szkolne. Przy okazji powstała idea, aby włączyć do nich też rodziców. I rozpoczęliśmy takie sobotnio-niedzielne działania. Pierwsze warsztaty trwały 48 godzin, a przyjechali na nie ludzie z całej Polski – wspomina Jerzy Jastrzębski z PZSiPS. Z czasem wpadało ich coraz więcej. Dla organizatorów to kolejny dowód, że warto było z pomocą uznanych mistrzów – m.in. Urszuli Kotarby i Ewy Zdanowskiej, tworzących mozaiki artystyczne – zająć się popularyzacją sztuki mozaiki i witrażu. I warto było zająć nią uczniów szkoły przy Jagiellońskiej 69. – Rozwijają swą kreatywność, zdolności manualne, a przede wszystkim mają świetną zabawę. Ludzie dziwią się, że nasi uczniowie wykonują prace na tak wysokim poziomie: starannie, dokładnie, z jakimś zamysłem i doborem kolorów. To razem daje ogromne wartości dydaktyczne i terapeutyczne – twierdzi nauczyciel.
Gdy Andrzej Bochacz zaczynał współpracę ze szkołą, miał wątpliwości, czy jej uczniowie podołają wyzwaniu. Ci jednak wznieśli się ponad swe ograniczenia. – Okazało się, że dzieciaki bardzo szybko w to weszły. To już jest piąty rok. Każdego roku robimy jakąś pracę, a dzieci intensywnie w tym uczestniczą: razem projektujemy, razem wycinamy szkiełka i razem się kaleczymy, razem lutujemy i na końcu montujemy. Niektóre z tych witrażyków dzieci biorą ze sobą do domów, ale zawsze na koniec kolejnego roku staramy się wykonać pracę, która później zdobi szkołę – mówi założyciel Legionowskiej Pracowni Witraży 12u. Pierwszą był numer na budynku PZSiPS, kolejnymi witraże oparte na motywach lokalnych i zapożyczonych z bajek. Ostatnim dziełem jest Koszałek Opałek, który ozdobi wejście do jednej ze szkolnych sal. Choć już teraz uczestnicy warsztatów na każdym kroku mogli dostrzec, że placówka mozaikami i witrażami stoi.
Swoją drogą tego typu rękodzieło zdobywa w kraju coraz szerszą popularność. Dawid Zborowski, który uczy początkujących witrażystów, wie o tym jak mało kto. – Od 10 lat, kiedy robimy warsztaty witrażu, powstało kilkanaście pracowni zawodowych. Przewinęło się około 1,5 tys. kursantów, którzy gdzieś tam w łazienkach, kuchniach, piwnicach czy na balkonach robią witraże. Czasami tak dobre, że od strony pomysłu i wykonania tzw. pracownie artystyczne nie mają możliwości się z nimi porównywać – twierdzi artysta. Jak zapewnia, aby tworzyć witraże, nie trzeba wielkich zdolności plastycznych. Czego ponoć… jest przykładem. Co więcej, wcześniejsze doświadczenia z ołówkiem czy pędzlem mogą nawet przeszkadzać. Jedno jest pewne: barierą dla początkujących raczej nie powinny być pieniądze. – Żeby zacząć np. działalność korporacyjną, trzeba grubego szmalu – laptopa, samochodu itp. Tu potrzeba noża do cięcia szkła, trochę szkła, lutownicy, czyli sprzętu i materiałów za około 1000-1500 zł. I nagle można konkurować z rynkiem chińskim, robiąc prezenty nasączone wielkimi emocjami, bo coś się samemu zrobiło. I to jest niesamowite.