W sobotę (10 lutego) w legionowskiej Poczytali wszyscy miłośnicy teatru i kina mieli okazję spotkać się z aktorem Mariuszem Bonaszewskim. Choć tematem przewodnim było aktorstwo, szybko okazało się, że aktor wcale nie ma zamiaru opowiadać tylko o swojej pracy, ale przede wszystkim o człowieku – jego słabościach, nieskończonej sile w pokonywaniu ich i dążeniu do celu.
Mariusz Bonaszewski, aktor doskonale znany nie tylko sympatykom teatru, ale także widzom kina (Powidoki, Ederly, Jack Strong, czy ostatnia główna rola w spektaklu teatru telewizji „Marszałek”) odwiedził ostatnio legionowską Poczytalnię. Wydawać by się mogło, że spotkanie dotyczyć będzie jedynie smaczków zza kulis teatralnej sceny czy z planu filmowego. Rozmowa jednak szybko potoczyła się nieco innym torem, zostawiając oczywiście aktorstwo jako motyw przewodni. Bonaszewski na swoim przykładzie opowiedział uczestnikom spotkania o ludzkiej naturze. O walce ze słabościami, wadami, o trudzie walki w spełnianiu celów i marzeń. Jak się okazało zanim aktor doszedł na szczyt musiał zmierzyć się z wieloma przeszkodami. Mało tego miał nawet pewne cechy, które w tym zawodzie go dyskwalifikowały – Jak się w ludzie ( w liceum – przyp. redakcja) dowiedzieli, że zdaje do szkoły teatralnej to się śmiali. – Nie miałem żadnych kłopotów z nauką, wręcz przeciwnie, ona mi przychodziła z niektórych przedmiotów łatwo, chciałem być fizykiem, ale śmiali się ponieważ ja nie mówiłem. Tzn. do czwartej klasy nie wymawiałem „r” zupełnie. Żaden z logopedów nie potrafił mi pomóc. Jeden powiedział, że tylko ja jestem w stanie sobie pomóc. Któregoś dnia to się odmieniło. Wszyscy byli w szoku, nawet moja matka., bo doprowadziłem do tego, że wymawiałem „r”. Ale to nic! Ja się straszliwie jąkałem, do tego stopnia, że nie mówiłem na lekcjach tylko pisałem, miałem zgodę na pisanie – wyznaje Bonaszewski. Aktor tłumaczy też, że to odegrało ogromną rolę w zmotywowaniu go do dojścia na szczyt. – Wszyscy się ze mnie śmiali i ja ten śmiech pamiętam. To była kolejna motywacja – „ja Wam pokaże, dostanę się! Mało tego będę świetny” – tak sobie wmawiałem. Oczywiście to były takie marzenia chłopca, który próbuje wszystkim coś udowodnić, ale to było bardzo silne – dodaje Bonaszewski.
Aktor rozprawił się także z mitem, dotyczącym talentu w aktorstwie. Choć podkreśla skromnie, że nie czuje się tutaj wyrocznią, twierdzi, że takich zdolności nie da się ostatecznie stwierdzić i nieraz można się pomylić spisując kogoś na straty lub też wynosząc na piedestał. – Nie wierzę w to, że można być rozpoznanym jako zdolny aktor, dlatego, że się dobrze kogoś naśladuje, albo się mówi ładnie wierszyki u imieninach u cioci. Wierzę natomiast, że ta zdolność, a raczej predyspozycja, polega na tym, że w pewnym procesie jest możliwe rozpoznanie takiej plastyczności mózgu, który uczy się po prostu wykonywania tych zadań. Ogromna ilość tych zadań polega tak naprawdę na ciężkiej pracy fizycznej, pracy układu krwionośnego i nerwowego jednocześnie. Są takie role, które wymagają po prostu mocarstwa fizycznego w sobie. I wtedy coś takiego jak zdolność to jest ciężka robota. Oczywiście koordynacja tych wszystkich rzeczy to jest prawdopodobnie zdolność mózgu do tego, ale nie da się tego rozpoznać mając lat naści. Mówią ci, że jesteś utalentowany świetny, to jest nieprawda nie mogą tego wiedzieć. Mówią ci, że jesteś do niczego to też jest nieprawda, mogą się mylić! – tłumaczy Bonaszewski.
Spotkanie z aktorem mogło być niesamowitą inspiracją i motywacją nie tylko dla tych, którzy marzą o karierze aktora. Rozmowa ta mogła zmotywować do walki i wiary we własne siły tak naprawdę każdego. I chyba to była najcenniejsza rzecz jaką uczestnicy spotkania mogli dostać w prezencie od Mariusza Bonaszewskiego, który odwiedził legionowską Poczytalnię.
Katarzyna Gębal