Tak się jakoś dziwnie złożyło, że na skutek stosowanej przez nich terminologii legionowscy radni mniej ostatnio przypominają samorządowców, a bardziej… strażaków. Wszystko przez wysyp wniosków dotyczących wygaszenia ich mandatów. Są bowiem ludzie, którym najwyraźniej zależy, aby dorzucić do politycznego ognia garść odpadów. I mają gdzieś fakt, że ten tani opał zwyczajnie śmierdzi.
Całe zamieszanie zapoczątkował pewien światopoglądowo niepewny mieszkaniec stolicy, który zapragnął kresu rządów Romana Smogorzewskiego. I ruszyła lawina. Z jej konsekwencjami zmagano się m.in. w lutym, na ostatniej sesji Rady Miasta Legionowo. – Wystąpiłem o opinię radcy prawnego w sprawie działań rady gminy w sytuacji powzięcia informacji o niezamieszkiwaniu radnego w gminie, w której wykonuje mandat radnego. (…) Z opinii prawnej wynika, że rada gminy jest organem właściwym do rozpatrzenia przedmiotowej sprawy. Proponuję, aby sprawę wygaśnięcia mandatu radnego Leszka Smuniewskiego skierować do rozpatrzenia przez komisję rewizyjną – zakomunikował zebranym przewodniczący Janusz Klejment. Ten sam los spotkał wniosek o pozbawienie diety Agnieszki Borkowskiej. Wedle „zatroskanego” autora, pełniona przez nią funkcja wiceprezes legionowskiej spółdzielni mieszkaniowej pachnie w zestawieniu z mandatem konfliktem interesów. W opinii wojewody tą sprawą również powinna zająć się komisja rewizyjna. I to jeszcze w tym miesiącu ma nastąpić.
Adresy do przeglądu
Póki co, pracowicie rewidowała ona wniosek dotyczący prezydenta miasta. Na razie, sądząc po jej oficjalnym, przedstawionym w lutym stanowisku, bez rezultatu. – Uzgodniliśmy wniosek o uzyskanie zewnętrznej opinii. W związku z tym nie mogliśmy zakończyć prac komisji, no i ze względu na to, że czekamy na decyzję rady w tym temacie – nieco enigmatycznie oświadczył Kazimierz Zieliński, przewodniczący Komisji Rewizyjnej Rady Miasta Legionowo. Sprawa zatem, jak widać, utknęła na formalno-prawnej mieliźnie. Więcej wiadomo o zagrożonych mandatach dwójki radnych. Ich przypadki mają stać się przedmiotem obrad marcowej sesji rady.
Są jednak tacy, co jej porządek chętnie wzbogaciliby o inne podobne punkty. – Po ostatniej sesji było wiele artykułów w prasie, można było je przeczytać. W komentarzach pod nimi i w samych artykułach było podnoszone to, że radnych niemieszkających w Legionowie jest kilku, wielu. Ja mam pytanie, czy w jakikolwiek sposób my, jako rada, powinniśmy zająć stanowisko wobec takiej zaistniałej sytuacji? – dociekał Andrzej Kalinowski, miejski „rodzynek” z Prawa i Sprawiedliwości. A kilka sekund później później sam po części odpowiedział na swoje pytanie: – Wypadałoby ustosunkować się do oskarżeń, jakie pojawiają się w prasie, dotyczących innych radnych. Szybko wyszło na jaw, że w kwestii tego, co samorządowcom wypada, a co nie, szef rady ma zgoła odmienne zdanie. – Rada nigdy nie zajmowała się artykułami, które ukazywały się w jakiejkolwiek gazecie na terenie miasta czy kraju. Ja osobiście uważam, że jeżeli zostanie złożony jakiś wniosek, a taką możliwość pan ma, to wtedy rada na to odpowie. A komentować jakichkolwiek artykułów, sugestii czy pomówień rada miasta raczej nie będzie – zapowiedział przewodniczący Klejment.
Jałowa bitwa na głosy
Plotki zatem odpadają. Walka na miejsca zamieszkania dla części radnych i kandydatów może jednak okazać się kusząca. Pozwoliłaby wszak wykosić konkurencję jeszcze przed wyborami. Według prezydenta, takie zakusy są legionowianom, delikatnie mówiąc, obce. – Myślę, że mieszkańcy oczekują od radnych tego, żeby rozwiązywali ich problemy: budowali nowe drogi, przedszkola, rozbudowywali szkoły, zadbali o sprawy związane z poprawą jakości powietrza. I tym radni powinni się zajmować. Niestety, za 8-9 miesięcy mamy wybory samorządowe, do których mocno przygotowują się partie polityczne. No i ewidentnie czuć atmosferę kampanii wyborczej. Jest to walka zupełnie zbędna i niepotrzebna, która absolutnie nikomu nie służy – uważa Roman Smogorzewski.
Pozostaje ważkie i zasadne pytanie, czy w tym boju mogą jeszcze podczas bieżącej kadencji paść jakieś ofiary? Bo wiele wskazuje na to, że jego uczestnicy będą tak naprawdę strzelali ślepakami. – Sądzę, że pozostało na to zbyt mało czasu. Oczywiście każdy „wygaszony” radny może odwołać się do sądu, dużą rolę jest też w stanie odegrać wojewoda mazowiecki, który jest jasno sprecyzowany politycznie. Tak więc mogą się tu dziać różne rzeczy – dodaje prezydent Legionowa. Sęk w tym, że dla mieszkańców nic dobrego z tego typu działań raczej nie wyniknie. Dlatego kiedy już dojdzie do samorządowej elekcji, powinni baczniej przyjrzeć się amatorom mandatowego wygaszania. I jeśli znajdą się oni na liście wyborczej, szybko ich aspiracje zgasić.