Nadchodzi czas umizgów i wielu znów spróbuje przytulić się do samorządowego ciała. Inni, nęceni plotkami o jego zniewalającym ciepełku, napalą się na inicjację. Tak już z ludźmi bywa, że gdy jako tako się w życiu ogarną, do szczęścia zaczyna brakować im jeno usankcjonowanego publiczną fuchą prestiżu. Są też i tacy, którzy od politykowania karierę próbują zaczynać. To zresztą bez znaczenia. Idzie o smutną prawdę, że choć czynne prawo wyborcze ma swe uroki, dokuczliwość obywateli, co to z demokracji korzystają tylko biernie, zabawę w rządzenie często psuje.
Narzekali kiedyś w L. ludziska na drogę imienia króla Jana. Przywołana do tablicy władza zamiast kredy wzięła tedy kredyt i trakt wyfasowała iście królewski. Czego doczekała się miast wdzięczności? Lamentów. Bo kiedyś, po dziurach, zapieprzało się nim tak, że targowiczanom cug zwiewał z pietruszek natkę. A teraz lipa. Nastawiano świateł i gdzie legionowianin ma jechać jak mu temperament każe? Toż to zamach na wolność pedałów! Głównie gazu. Psioczyli miejscowi, że nie mają dworca. Kiedy władza zbajerowała Szwajcarów i naciągnęła na obiekt westchnień nawet metropolii, przyszła kolej na malkontentów: bo brak kasy, bo po co biblioteka, bo zamykają kibel… Marudził lud wreszcie, że nie ma w grodzie gmachu, w którym da się na siedząco zaspokajać głód sportu. Władza, w zaspokajaniu wszelakim sprawna niczym Casanova, takowy więc skleciła. No i po co?! Wszak zamiast szarpać się na halę powinna tu zrobić drogę, tam kostkę, gdzie indziej rury, a pani Władzi poprawić antenę, bo jej TV Trwam śnieży. Ale władza na Władzi tudzież inne głosy głucha!
Kandydacie, przyjmij tedy życzliwą radę. Jeśli już koniecznie chcesz doświadczyć szczerej ludzkiej wdzięczności – rozdawaj lumpom tanie wina. A jak pragniesz robić ludziom dobrze, zacznij od własnej alkowy.