Przed sobotnim spotkaniem legionowian z MMTS Kwidzyn ligowa arytmetyka nie dawała gospodarzom złudzeń. Aż 31 punktów dzielących obie ekipy stawiało KPR na straconej pozycji. Jednak ku radości miejscowych kibiców, widowisko w Arenie wcale nie było jednostronne. Dopiero w końcówce goście zdobyli bezpieczną przewagę i wygrali 26:24.
Początek należał do Mikołaja Krekory. Kilka udanych interwencji plus obroniony karny sprawiły że do 9 minuty utrzymywał się wynik 1:0 dla legionowian. Dopiero minutę później, przy stanie 2:0, goście strzelili pierwszą bramkę. Od tego momentu obie drużyny wrzuciły drugi bieg i na dobre weszły w mecz, raz po raz sunąc pod bramkę rywala. W tej wymianie ciosów lepiej czuli się gracze z Kwidzyna, ale nie udawało im się odskoczyć na więcej niż 1-2 gole. Mimo słabej skuteczności w ataku KPR utrzymywał kontakt, a w 22 minucie, po karze dla gości za faul w obronie, Michał Prątnicki sprawił, że gospodarze prowadzili 7:6. Chwilę później, po szybkiej kontrze, dorzucili kolejne trafienie. Widząc, co się dzieje, w 25 minucie trener Maciej Mroczkowski wziął czas. Krótka przerwa pomogła jego zawodnikom, którzy wkrótce wyrównali stan meczu. Minutę przed końcem pierwszej połowy objęli zaś prowadzenie 11:10. Mimo pomocy Krekory, który złapał uciekającą na aut piłkę i podał ją kolegom, KPR nie zdołał już doprowadzić do wyrównania.
Po przerwie przez kilkanaście minut mecz toczył się jak dotychczas, spora grupa fanów KPR-u mogła więc mieć nadzieję na sukces. Jednak od 37 minuty, gdy MMTS objął prowadzenie 14:13, nie dał już przeciwnikom wyrównać. Po słabszym okresie gry, w 40 minucie KPR przegrywał 14:17. Pogoń zaczął wyśmienity tego dnia Prątnicki, lecz rywale nie próżnowali i na 10 minut przed końcem prowadzili już 23:18. Gdy Pilitowski rzucił kolejną bramkę, w gospodarzach zgasła nadzieja nawet na remis. W 53 minucie wątpliwa kara dla Prątnickiego dodatkowo podcięła KPR-owi skrzydła. Ale walka – podkręcona przez kilka kontrowersyjnych decyzji arbitra – trwała do końca. Pół minuty przez ostatnim gwizdkiem, przy stanie 24:26, Kamil Ciok stanął przed szansą zdobycia kontaktowego gola z karnego. Nie pozwolił mu jednak na to bramkarz gości, a jego koledzy po obfitującym w faule finiszu dowieźli wynik do końca.
Jak łatwo zgadnąć, po meczu szczypiorniści KPR mieli marne nastroje. – Na pewno jesteśmy wkurzeni. Walczyliśmy, graliśmy po to, żeby zdobyć punkty, a wynik nie jest taki, żeby się z niego cieszyć. Jeżeli tak będziemy grać, ciężko będzie zdobyć punkty – mówił niepocieszony Michał Prątnicki. Zdaniem czołowego gracza KPR-u drużynie zabrakło cierpliwości w ataku. – Dużo sytuacji było takich, że za szybko oddawaliśmy rzuty albo robiliśmy jakieś głupie błędy. Przez to Kwidzyn zdobył bardzo łatwe bramki i udało mu się stworzyć kilkubramkową przewagę, którą później ciężko nam było odrobić – oceniał zdobywca 7 goli dla KPR. A trener Marcin Smolarczyk dodał: – Za późno zebraliśmy się w sobie, zaczęliśmy grać i mieć chęci do gry. Początek drugiej połowy przespany. Wychodząc z szatni, wiedzieliśmy, co mamy grać, natomiast kiedy przestało wychodzić, to głowy opadły, a Kwidzyn systematycznie powiększał przewagę.
Największą bolączkę jego graczy jest według szkoleniowca gra w ataku pozycyjnym. –Mamy problem z przebiciem się przez szyki defensywne rywali. W obronie jesteśmy bardzo dobrzy, natomiast sytuacje, kiedy tracimy łatwe piłki w ataku pozycyjnym, są zamieniane na kontrataki i z tego przeciwnik zdobywa najwięcej bramek – przyznaje Marcin Smolarczyk. Dlatego po meczu, tak jak w sobotę, miewa więcej powodów do radości. – Każdy gospodarz u siebie jest groźny i wiedzieliśmy, że Legionowo się postawi, a mecz będzie bardzo trudny i zacięty. Ale gdzieś w 50 minucie było widać, że Legionowo odpuściło. My dobrze funkcjonowaliśmy w obronie, do tego bramkarze odbili troszkę piłek i myślę, że kluczem do zwycięstwa na pewno była dziś obrona – podsumował Maciej Mroczkowski, trener MMTS Kwidzyn.
KPR Legionowo – MMTS Kwidzyn 24:26 (10:11)