Już od zarania dziejów wiadomo, że ludzka bezczelność nie zna granic. Zwłaszcza gdy w tle pojawiają się pieniądze. Przekonała się o tym przed tygodniem pani Dagmara, która kupiwszy w Legionowie wymarzone lokum, postanowiła przeprowadzić w nim remont. Nie przewidziała tylko, że oprócz budowlańców zarobić na niej będzie chciał ktoś jeszcze.
Kupując mieszkanie mocno „zmęczone”, świeżo zameldowana legionowianka z ulicy Sobieskiego zdawała sobie sprawę, że konieczny będzie remont. I to poważny. Dlatego zaraz po otrzymaniu kluczy – oczywiście zaprawionymi w cementowych bojach rękami członków ekipy remontowej – się za niego zabrała. Ponieważ harmonogram przewidywał tyleż mocną, co hałaśliwą ingerencję w ścianki działowe, natychmiast dowiedzieli się o tym fakcie również sąsiedzi. To zapewne wtedy w głowie jednej z pań zrodził się ten szatański plan…
Dzień po rozpoczęciu ściennego demontażu, podczas nieobecności właścicielki, do drzwi okupowanego przez budowlańców lokalu zapukała sąsiadka z parteru. I nie wdając się w zbędną jej zdaniem prezentację, podniesionym głosem zakomunikowała, że na skutek ich działań pękła jej w pokoju ściana. Tyleż zdumionym, co zaniepokojonym fachowcom wspomniała też jednym tchem o konieczności finansowej rekompensaty za zniszczenia. Cóż było robić? Z duszą na ramieniu szef ekipy udał się ze starszą panią na dół, żeby ocenić stopień uszkodzeń. W jej mieszkaniu czekała go jednak niespodzianka. Już na pierwszy rzut nawet mniej wprawnego oka było bowiem widać, że pęknięcia na ścianie mają historię o wiele dłuższą niż to przedstawiała właścicielka. Człowiek z branży na próbie kantu poznał się więc od razu i o swej diagnozie nieco poirytowany (choć jak twierdzi nie w krótkich, żołnierskich słowach) panią poinformował.
W tym momencie nastąpiła rzecz zaskakująca: „poszkodowana” szybko dała za wygraną, chłodno pożegnała gościa oraz, sądząc po późniejszym braku „protestanckiej” aktywności, zaniechała dalszych roszczeń. Przynajmniej do czasu, gdy w jej klatce ktoś nie będzie przeprowadzał dużego remontu.