Po wynalezieniu masy rzeczy z gruntu zbędnych – patrz: praca, podatki lub bezalkoholowe piwo – ludzkości udało się wreszcie stworzyć coś pożytecznego. Dokonała ona otóż odkrycia mogącego na zawsze zmienić męskie życie, a przynajmniej znacząco je wydłużyć. I to za sprawą leku, którego zażywanie jest dla organizmu (ale i dla kieszeni pacjenta) całkiem nieszkodliwe – pierwszego w historii świata medykamentu przyjmowanego… wzrokiem.
Kropelki do oczu? Nie, to zupełnie insza inszość. W tym przypadku chodzi o wzrok w jego klasycznej, gapiącej postaci: o rewolucyjne dostrzeżenie przez anglosaskich badaczy zbawczej zależności między zapuszczeniem żurawia na kobiece piersi, a długością samczego żywota. Przelicznik jest prosty: 10 minut terapii dziennie = 5 lat życia dłużej. Prawda, chłopy, że fajna terapia? Wysiłek żaden, a szansa na lepsze zdrowie spora. Jest jednak w tej szokującej wieści kilka znaków zapytania. Nie podano mianowicie do publicznej wiadomości czy zwielokrotnienie dziennej dawki leku skutkuje dodaniem pacjentowi kolejnych krzyżyków; nie wiemy, w jakiej formie przyjmować preparat – w opakowaniu czy bez; trudno wreszcie powiedzieć, czy terapię należy prowadzić na bazie towarów jednego producenta, czy też zmieniać asortyment. A są to zagadnienia ważne, gdyż głównie od nich zależy powodzenie tej jutrzenki nadziei na męską nieśmiertelność. Tak na marginesie, odkrywcy ani słowa nie pisnęli na temat działania ich metody w drugą stronę. Kto wie, być może damom, gdyby obłapiały wzrokiem samcze ciacha, również by się polepszyło? To zresztą pestka. Ważne jest chłopy to, że podsunięto nam prosty sposób na długowieczność i teraz – już świadomie – możemy z niego korzystać. Ja w każdym razie podejmuję walkę o zdrowie. Ba, jako rekonwalescent będę po prostu zaszcycony!