Z technicznego punktu skreślenia głosowanie to prościzna – szast-prast i po krzy(ży)ku! Najpierw jednak trzeba ów znak przy godności danego kandydata postawić, stawiając go zarazem na pozostałych. To zaś, o ile mandatu nie pożąda akurat krewny lub inna psiapsiuła, stanowi intelektualną zagwozdkę. Bo niby skąd obywatel ma wiedzieć, czy stawia na właściwego konia? Samo spojrzenie mu w wyszczerzone na plakacie zęby to jednak trochę za mało.
Wybrać ładnego? Niby można, ale wiadomo, jak to z pięknisiami bywa – przeważnie próżni i pustawi. Brzydal z kolei… cóż, w polityce prezencja też przecież gra rolę. Okej, postawmy na mądralę! No tak, tylko co będzie, gdy uzna, że pozjadał wszystkie rozumy i z reszty mandatariuszy zrobi przystawki? Toż to materiał na tyrana, odwalamy! Bezpieczniejszy powinien być głupek, zwłaszcza pożyteczny. Z drugiej strony, marna to rada złożona z ludzi o małych rozumkach. W kolegialnym ciele inteligencja się niestety nie sumuje. To może polecieć kluczem płciowym? Tak, za mało jest u władzy kobiet! Fakt, ale czy głosowanie na samą tylko kieckę nie uwłacza przypadkiem ich godności? Ja potraktowany jako dodatek do stringów strzeliłbym focha. Tyle że zostawienie rządzenia samym chłopom też nic dobrego nie wróży. Skoro doprowadzili do upadku starożytny Rzym, to i Roma-nowy gród w testosteronowym widzie raz-dwa mogą pogrążyć. Premiujmy zatem młodych – wiadomo, im się jeszcze chce. I mogą! Nierozsądnie by jednak było odrzucać przez metrykę nabywane z wiekiem doświadczenie. Jak podpora, to właśnie z seniora! I tak dalej, i tak dalej…
Kombinując w ten sposób przy urnie, łatwo się samemu w proch obrócić. Proponuję więc po prostu skreślić na chybił-trafił. W tym g-losowaniu bańki wprawdzie nie wygramy, ale może z czasem dorobi się jej nasz faworyt. A jak dopisze nam fart, w rewanżu dopuści nas kiedyś do głosu.