W futbolu ten zwrot komentatorzy stosują dość często. Polityka sięga po niego rzadziej. Tymczasem na okoliczność legionowskich wyborów prezydenckich PiSuje on jak ulał. Co by nie mówić i jakby nie patrzeć, nasz swojski Romek wystąpił bowiem w niedzielę jako kapitan swej drużyny w meczu Legionowo – Reszta Świata. Kapitan tej pierwszej, żeby nie było wątpliwości. Dla jej lokalnych kibiców najważniejsze jest to, że przy urnach ich miasto pozostało niepokonane. I o ile polityczni sędziowie nie uVARzą post factum jakiejś czarnej polewki, dalej będzie grało w samorządowej ekstraklasie.
Jak wyglądały miejskie treningi do kolejnego po czterech latach starcia, każdy legionowianin pamięta. Ba, wie to nawet większość Polaków. Prezydencka ekipa ćwiczyła podania do przodu, mając świadomość, że najważniejszy jest atak na nowe inicjatywy tudzież inwestycje. Przeciwnicy przyjęli inną taktykę: doskonalenie się w destrukcji. Zamiast obmyślać ciekawe, widowiskowe dla mieszkańców akcje, skupili się na planowaniu, jak wrażego lidera najboleśniej skopać po kostkach. Jeśli się uda, to nawet tak, aby jeszcze przed niedzielnym gwizdkiem zniesiono go z boiska. O mało co to strategiczne faulowanie zakończyłoby się sukcesem. Żadna w tym jednak zasługa czynionych w szatni rywali knowań – po prostu podczas obozu kondycyjnego kapitan miejscowych nazbyt zatracił się w żonglowaniu słowem. Miał jednak farta, bo prawdziwi kibice dobrze wiedzą, że lokalne boisko to nie wielka polityka i samym jęzorem zawojować się go nie da. Dlatego większość z nich nie odwróciła się od drużyny, która z kadencji na kadencję się rozwija i wciąż ma ciąg na bramkę. Nawet jeżeli czasem zdarza się któremuś z jej zawodników trafić do własnej… Jak kolejną z rządu porażkę w Legionowie przyjmie Reszta Świata, trudno wyczuć. Wcale bym się jednak nie zdziwił, gdyby sięgnęła po zakazany doping.