Dla legionowskich szczypiornistów stawką niedzielnego spotkania w Arenie było nawiązanie punktowego kontaktu z czołówką grupy C. Goście z MTS Chrzanów mieli z kolei szansę dystans do KPR-u powiększyć. Po godzinie gry, fundując kibicom emocjonalną huśtawkę nastrojów, swój plan zrealizowali gospodarze.
Po ostatnim występie w Arenie, przegranym nie tylko przez nerwową końcówkę meczu z Padwą Zamość, gospodarze mieli fanom coś do udowodnienia. I od pierwszych minut dało się to zauważyć. Ale i goście przystąpili do rywalizacji bez kompleksów. Ich dwa ataki przyniosły bramki, a po udanej kontrze objęli w 4 minucie prowadzenie 3:1. Po kolejnej nieudanej akcji KPR-u MTS dorzucił czwartego gola. Bramkarski koszmar legionowian trwał nadal – każdy celny strzał oznaczał stratę gola. W 8 minucie, przy stanie 5:1 dla rywali, o czas poprosił trener Marcin Smolarczyk. Ale na zdobytą po nim bramkę MTS szybko odpowiedział następną. Wściekli na swoją postawę KPR-owcy dopingowali się nawzajem do skuteczniejszej gry. Na ławce wrzało. W 11 minucie pierwszą udaną interwencję zaliczył Marcin Węgrzyn, a po chwili Kamil Ciok trafił na 4:7. Tyle że chrzanowianie wciąż nie mieli większych problemów z pokonywaniem obrony KPR-u. Po 15 minutach wygrywali 9:5. I patrząc na grę obu ekip, trudno było mieć nadzieję, że sytuacja ulegnie zasadniczej zmianie. Goście byli szybcy, dokładni i mieli więcej pomysłów na ominięcie obrony przeciwnika. Mimo to w 22 minucie KPR zbliżył się na 7:10. Po wykluczeniu Michał Prątnickiego, gdy grał w osłabieniu, czas wziął trener gości. Nastąpiło kilka minut bez goli. Niestety to znów MTS przełamał tę passę. I punktował nadal, a gospodarze nie potrafili mu przeszkodzić. W 28 minucie przegrywali już 7:14. Duch nie gasł jednak ani na ławce, ani na trybunach wśród kibiców KPR-u. Nieco wiary mogły wlać im w serca dwie bramki Wiktora Jędrzejewskiego i udana interwencja Marcina Węgrzyna na koniec pierwszej połowy, przegranej jednak czterema bramkami, 10:14.
Drugą część spotkania rozpoczął KPR, od niecelnego strzału z drugiej linii. Poprawka, techniczny strzał Prątnickiego była już jednak udana. W 34 minucie jego drużynie udało się zmniejszyć dystans do trzech goli. MTS zwolnił, ale wciąż imponował precyzją i skutecznością. To sprawiało, że praktycznie każdą akcję kończył golem, a każda pomyłka gospodarzy oznaczała powiększenie straty do rywala. Z biegiem czasu obraz gry zaczął się jednak zmieniać. W 39 minucie, po szybkiej kontrze, swoją szóstą bramkę w meczu zdobył Michał Prątnicki. Później dwa gole Kamila Cioka, przy braku odpowiedzi gości, pozwoliły zmniejszyć dystans KPR do 17:19. W szeregi legionowian powróciła wiara w zwycięstwo. Na kwadrans przed końcem goście utrzymywali jeszcze dwubramkowy dystans, rezultat 20:22 wciąż jednak czynił zwycięstwo sprawą otwartą. Szczelniejsza stała się bramka, w której stanął Kacper Wyrozębski. Po golu Wiktora Jędrzejewskiego i nieudanym ataku chrzanowian pojawiła się szansa na remis, ale bramkarz gości do tego nie dopuścił. Na szczęście KPR odzyskał piłkę i w 49 minucie Jędrzejewski doprowadził do stanu 22:22. Nic dziwnego, że trener MTS-u poprosił wtedy o czas. Po wznowieniu gry Kamil Ciok wypuścił KPR na pierwsze w tym meczu prowadzenie. Za chwilę było już 24:22. Trybuny szalały. Kiedy w 55 Jędrzejewski wyprowadził KPR na 26:23 nadzieję zastąpiła pewność zdobycia 3 punktów. Zdenerwowani goście zaczęli mylić się w ataku, a po faulu musieli grać w osłabieniu. Wykorzystał je Prątnicki, strzelając ósmą bramkę w meczu. I choć wtedy, zamiast oddać piłkę kolegom, trafienie zaliczył… bramkarz gości, gospodarzom nie podcięło to już skrzydeł. Kontrolując do końca wynik, KPR wygrał 28:26.