Życzenia bywają różne. Można życzyć komuś wszystkiego najlepszego, życzyć sobie w barze pomidorową, a nawet posłuchać koncertu życzeń – np. w wykonaniu polityków. Życzymy bliźnim czegoś codziennie i w takich ilościach, że dawno przestaliśmy wnikać, czy robimy to szczerze. A tak – nawet w grudniowe święta – bywa rzadko. Tymczasem machinalne, zatwierdzone całusem odklepanie utartej formułki ma taki sam sens jak bezalkoholowa wódka – jest ledwie złudnym przedsmakiem przyjemności, która nigdy nie nastąpi. W przeciwieństwie do moralnego kaca. Lecz jeśli życzenia umocowano na solidnym rusztowaniu dobrych chęci, wtedy to całkiem inna sprawa! Siła wspomaganej pozytywnym myśleniem wyobraźni jest niewyobrażalna. Fakt, wygraną w totka sprokurować w ten sposób ciężko: zbyt duża konkurencja. Ale już załatwić komuś drobny uśmiech losu da się bez problemu. Wystarczy tylko naprawdę chcieć.
Ze szczerością nie ma za to problemu przy podejmowanych hurtowo postanowieniach noworocznych. Zmiana kalendarza od zawsze stanowiła dogodną okazję do wszelkiego przestawania, pozbywania się, nauczenia, ograniczenia i czego tam jeszcze ktoś sobie (nie) życzy. Taki punkt zwrotny, od którego nic już nie będzie takie jak przedtem. Ileż to razy sam spisywałem na kartce listę zadań na nowe 12 miesięcy. Więcej niż mam na głowie włosów. Owszem, o niektórych celach mogłem czasem powiedzieć: zaliczone. Częściej jednak brakowało mi determinacji i nabytej z wiekiem świadomości, że ktoś, kto zbyt szybko dąży do celu, równie szybko upada. A na drodze do niego ważniejsza od mety bywa niekiedy sama droga – to o(ś)piewane przez Skaldów gonienie króliczka, które daje frajdę większą niż dorwanie zwierzaka. Warto o tym pamiętać, bo życie jest krótkie i jednorazowe. Z drugiej strony, gdy żyje się właściwie, ten jeden raz w zupełności wystarczy.