Nic tak Polaków nie łączy jak tragedia i nic lepiej nie dzieli, niż szukanie jej winowajców. Smutne, ale prawdziwe – w spowijającej sumienie narodu czerni od wieków bardziej nam było do twarzy. Wyobraźmy więc sobie, że ubieramy w nią nie tylko nostalgiczne słowiańskie nastroje, lecz także stroje i wszystko wokół. Świat bez kolorów? U nas takie cudo dałoby się zmalować!
– Zaraz, zaraz – wykrzyknie co bystrzejszy rodak – całkiem bez kolorów się nie da. Jakieś przecież muszą być, bo realny świat od zarania jest pstrokaty. Fakt. Niechaj zatem na krajowy użytek zostanie czerń i biel – zestaw obowiązkowy. Ależ by zapanował wtedy spokój! Niebieski skończyłby nas wreszcie uspokajać, szary wpędzać w depresję, a czerwony pobudzać. Padłby trupem boom na kosmetyki, farby i lakiery. Kto wie, może przestalibyśmy też w końcu gonić tak za „zielonymi”? A na pewno kamień z serca spadłby wielu facetom, czyli przedstawicielom płci, która od zawsze woli mieć wszystko czarno na białym. Już nie baliby się pytań w stylu: „Tygrysku, które kolczyki lepiej podkreślą barwę moich oczu?”. Spory kłopot mielibyśmy jeno z naszą flagą. No i jak tu powiedzieć sportowcom, że nad Wisłą o złocie, srebrze czy brązie mogą najwyżej pomarzyć…?
Na pocieszenie warto wspomnieć, co o kolorach sądzą naukowcy. Otóż ich zdaniem one po prostu… nie istnieją. Są tylko zasługą kilku gadżetów, w jakie wyposażyła nas natura. My nie widzimy koloru, lecz – trudno to pojąć – długość fali światła, którą mózg wedle własnego algorytmu przetwarza na daną barwę. Czemu tę, a nie inną? Ponoć zależy to od przedmiotu i specyficznego ułożenia atomów na jego powierzchni. Liść, wiadomo, odbija ledwie część fal, ale już lustro chyba wszystkie. Przejrzyjmy się więc w nim jako naród i zapytajmy, czy zawsze każde kiełkujące w nas dobro musi wyrastać z nieszczęścia?