W środowym (20 marca), zaległym spotkaniu I ligi piłki ręcznej KPR nie bez problemów uporał się u siebie z ekipą ROKiS Radzymin. Dało o sobie znać zmęczenie po ostatnim, świetnym w wykonaniu legionowian zwycięskim meczu w Zamościu. Kilka dni później, w sobotę, legionowianie wygrali w Arenie po raz drugi. Tym razem ich wyższość musiał uznać AZS UW Warszawa.
I KPR, i ROKiS tak bardzo chciały dobrze wejść w mecz, że zanim padł jakiś gol, Wiktor Jędrzejewski po kilkunastu sekundach zobaczył żółtą kartkę. Pierwsi bramkarza rywali pokonali goście. KPR szybko im się zrewanżował i do 7 minuty grano bramka za bramkę. Świetnie obsługiwany na skrzydle Michał Grabowski strzelał jednak jak natchniony, co pozwoliło legionowianom wyjść na prowadzenie 5:3. Gdyby nie słupek i poprzeczka byłoby ono nawet wyższe. Później gospodarze nie ustrzegli się kilku niecelnych podań i ze stanu 6:3 zrobił się remis, do którego gracze z Radzymina dorzucili jeszcze bramkę. Po kwadransie było 7:7, dało się jednak zauważyć, że zagubieni z początku goście uporządkowali szyki i zaczęli grać swoje. Minutę później, gdy zrobiło się 7:9, Marcin Smolarczyk poprosił o pierwszą przerwę. Przydała się, bo gospodarze wyrównali. W 21 minucie, dzięki ładnemu dograniu na środek, Wiktor Jędrzejewski wyprowadził KPR na prowadzenie 11:10. Po bramce wyrównującej obie ekipy się zacięły. U gości duża w tym zasługa bramkarza, który obronną ręką wyszedł z dwóch sytuacji sam na sam. Gdy do końca zostały tylko 34 sekundy, przy stanie po 13 trener Witold Rzepka wziął czas. I nakreślił w przerwie akcję, która dała ROKiS-owi gola.
Druga połowa zaczęła się dla KPR-owców źle – piłka wpadła do ich pustej bramki. Co zresztą było symboliczne, bo w pierwszej miejscowi golkiperzy rzadko stawali jej na przeszkodzie. Po czterech minutach ROKiS miał trzy „oczka” przewagi i powiało grozą. Wtedy przebudził się w bramce Marcin Węgrzyn, punktować zaczął też Michał Prątnicki. Widać było, że legionowianie chcą w końcu wygrać we własnej hali. Momentami może nawet za bardzo. Na szczęście dwie udane parady Węgrzyna i kolejny gol Prątnickiego pozwoliły KPR-owi w 40 minucie wyrównać stan meczu. Było 18:18 i wszystko zaczynało się od nowa. Chwilę później zastrajkowała tablica wyników, dzięki czemu gracze zaliczyli 10-minutowy przestój. Gdy wznowiono grę, wiele się na boisku nie zmieniło. Z czasem jednak mający na ławce tylko dwóch zawodników ROKiS zaczął słabnąć i zarysowała się dominacja gospodarzy. Utrzymywali oni dwie bramki przewagi, a 5 minut przed końcem wyszli na 26:23. Czując szansę na sukces, legionowianie zaczęli agresywniej grać w obronie. Z rywali jakby uszło powietrze, a po karnym strzelonym przez Grabowskiego potrzebowali już tylko cudu. Ich trener chciał coś zmienić rozmową z zawodnikami, lecz wiele ona nie przyniosła. Kibice mogli odetchnąć z ulgą – KPR wygrał 28:26.
– Zwycięstwo cieszy najbardziej, styl trochę mniej. Natomiast mając na uwadze zmęczenie, które może się nawarstwiać w kolejnych meczach, z jednej strony cieszę się, że moi zawodnicy nie pokazali pełni możliwości, z drugiej – jakby pokazali – te siły też by się inaczej rozłożyły. Tak czy owak, mecz wygrany, a styl poddamy później analizie. Na pewno możemy mieć sporo uwag do gry w obronie, jak i w ataku. Także do gry bramkarzy. Na niektóre rzeczy umawialiśmy się inaczej, a jeżeli graliśmy to, co było umówione, robiliśmy to opieszale, nie z dynamiką gwarantującą powodzenie kolejnych akcji – komentował po meczu Marcin Smolarczyk. Trener legionowian nie ukrywał, że na wynik mogła wpłynąć krótka ławka gości. Siedziało na niej tylko dwóch rezerwowych. – Ona zawsze ma znaczenie. Kiedy jest możliwość dania zawodnikowi oddechu, by złapał świeżość i spojrzał z boku na to, co się dzieje na boisku, nie będąc bezpośrednio zaangażowanym w akcję, to mu na pewno pomaga. I pozwala nakreślić jakiś plan, który może później wcielić w życie. A przede wszystkim trochę odpocząć. Bo 60-minutowy mecz piłki ręcznej to naprawdę bardzo duży koszt energetyczny.
W środę wysiłek legionowian się opłacił. Dzięki kolejnemu zwycięstwu gracze z Areny mogli w lepszych nastrojach przygotowywać się do starcia z AZS-em UW Warszawa. Czekało ich ono już w sobotę, również na własnym terenie.
Pierwsza połowa meczu z warszawiakami była w wykonaniu gospodarzy, delikatnie mówiąc, kiepska. Zawodzili oni na całej linii i znalazło to oczywiście potwierdzenie w wyniku. Tę partię miejscowi przegrali 12 do 16. Na szczęście w drugiej ruszyli za rywalem w zakończoną sukcesem pogoń. Dzięki skuteczności brylujących w ataku Michała Prątnickiego oraz Kamila Cioka KPR odrobił straty i ograł akademików 29:28.
W tabeli grupy C I ligi piłki ręcznej legionowscy szczypiorniści, ze stratą trzech „oczek” do wyprzedzającego ich KSSPR Końskie, jest obecnie na siódmej pozycji.
KPR Legionowo – ROKiS Radzymin 28:26 (13:14)
KPR Legionowo – AZS UW Warszawa 29:28 (12:16)