„Wypijesz piwo – pójdziesz krzywo, a po gorzale wcale!” – tymi oto słowy zachwalał ongiś ten pierwszy trunek drugorzędny poseł trzeciej erpe. Miał chłop rację. Wprawdzie (p)olał jasny dla kuflowych dobeermanów fakt, iż duże nachmielenie organizmu też powoduje strajk kończyn dolnych, jest to wszak defekt mało dokuczliwy. W odróżnieniu od auta, szwankujący napęd 2×2 szybko sam staje na nogi. Owszem, nic za darmo. Cenę stanowi kac – waluta, którą nawet dusigrosze wydają bez oporu. Gorzej bywa z tzw. moralniakiem – ten nie pęka choćby i przed klinem! A gdyby tak spożywanie potraktować jak wyzwanie? Skoro w większości sportów wylewa się siódme poty, w jednym – dla równowagi – można coś w siebie lać. Cel byłby zacny, gdyż w piwnym drinkkingu chwiejemy się w Europie tuż za podium. Nie chcąc się staczać, musimy więcej się zataczać. Nie będzie Czech czkał nam w twarz, nie będą Niemiec z Austriakiem pianą mydlić oczu! Czas wypić im to z głów!
Najlepiej zacząć od siebie. Warto też skłonić do działania np. samorządowców. W ramach Powszechnego Intensywnego Wzrostu Opilstwa lagerek i porterek mogłyby ubarwić sesje rady miasta. W ciemno zakładam, że mandatowi herosi dobrze schłodzony płyn przyjmą nader ciepło. O wiele mniej wpieniałaby się zapiwne opozycja, zaś w przerwach chętni mieliby czym pograć w butelkę. W następnej kolejce sugeruję zaprzestać nadmuchiwania przedwojennych balonów i założyć legionowski browar. Już nie kilku pilotów – wtedy odlecą niemal wszyscy. Tak więc, panowie włodarze, zamiast gwarzyć, zacznijcie warzyć. To może być ruch na wagę kolejnej kadencji. I nie lękajcie się: produkując to prawdziwe, metaforycznego piwa sobie nie nawarzycie. O ile będzie smaczne. Bo jeśli wyjdzie sikacz, pozostanie tylko z goryczką przyznać się do skuchy i wznieść na tę okoliczność toast. Proponuję: wypijmy za błędy!