Na czerwcowej sesji legionowscy radni po raz pierwszy mieli okazję wziąć pod lupę przygotowany przez ratusz raport o stanie gminy. Wytykając jej prawdziwe i rzekome bolączki, przedstawiciele opozycji wytoczyli działo, z którego strzelają do prezydenta od lat – dogęszczanie miasta.
Biorąc zarzut „na klatę”, Roman Smogorzewski wyjaśnił, skąd owa gęstość się wzięła. – Stało się tak, albowiem miasta, które były bardziej zagęszczone, i w ogóle większość miast w Polsce, się wyludnia. Szczególnie miasta śląskie, które potrafiły stracić nawet 20-30 procent mieszkańców. I dlatego „awansowaliśmy” na to pierwsze miejsce. (…) Gdybyśmy przyłączyli te tereny leśne z Jabłonny, które chcieliśmy przyłączyć, spadlibyśmy na 169 miejsce, strzelam oczywiście, albo 354. Wtedy nie bylibyśmy najbardziej zagęszczonym miastem. To dowodzi, że tak naprawdę sama statystyka niczego nie pokazuje – argumentował prezydent Legionowa. Później do swej argumentacji dodał on liczby. Co ciekawe, na wizerunek zatłoczonego ludźmi miasta arytmetyka rzuciła całkiem nowe światło. – W roku 1988 miasto Legionowo przekroczyło 50 tysięcy mieszkańców i dostało status prezydencki. Minęło 30 lat, a tych mieszkańców mamy zameldowanych raptem 4 tysiące więcej – zauważył Smogorzewski. Przy czym niekoniecznie żyją oni w centrum miasta. Wedle spółdzielczych danych, przez 30 lat liczba osób mieszkających w zasobach SMLW zmniejszyła się z 25 do 19 tysięcy.
Ale nawet tych samych liczb w polityce można używać w różny sposób. Bitwa prezydent kontra opozycja trwała więc nadal. – Forsował pan zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, które umożliwiły zagęszczanie zabudowy, bo rozumiem, że w dużej mierze nie pan odpowiada bezpośrednio za to, że to zagęszczanie się realizuje. Ale to pana polityka doprowadziła do tego właśnie, że Legionowo w ciągu tych kilkunastu lat stało się miastem najbardziej zagęszczonym w Polsce – stwierdził Bogdan Kiełbasiński. – Mówi pan absolutną nieprawdę, mówiąc że polityka przestrzenna i zmiany w planowaniu przestrzennym umożliwiły dogęszczanie. To jest kłamstwo. (…) Najwięcej można budować: najgęściej, najwyżej – nie ma żadnych ograniczeń co do wysokości, nie ma żadnych parametrów co do intensywności zabudowy – na starym planie z 2001 roku. A w nowych planach one są. (…) I to nie jest prawda, że my umożliwiamy tą zabudowę. To są prawa właścicielskie, a gmina w centrum nie buduje, nie budowała i nie ogranicza terenów zielonych – odrzekł szef ratusza.
Kiedy temperatura dyskusji znacząco wzrosła, zadał on swemu oponentowi pytanie. Takie, po którym zrobiło się jeszcze goręcej. – Jak zgodnie z prawem prezydent miasta może zablokować inwestycję budowy bloku? – Ja podałem konkretny przykład, prawda? Chodziło o ten blok, który powstał przy ul. Broniewskiego i tam, bardzo dobrze pan wie, że właścicielem tej działki to jest gmina Legionowo, a spółdzielnia jest użytkownikiem wieczystym i tam można było przeprocedować to tak, żeby spółdzielnia nie wybudowała tego bloku – odpowiedział radny Kiełbasiński. Prezydent cisnął jednak dalej. – Proszę pana, nie rozumiem, co znaczy „przeprocedować” użytkowanie wieczyste? (…) A bardzo chciałbym wiedzieć, bo może w przyszłości będą takie sytuacje i ma pan jakieś rozwiązanie, którego ja absolutnie nie znam, i należałoby je zastosować. Użytkowanie wieczyste to bardzo silna forma własności: można to sprzedać, zastawić i postawić budynek. Nominalny właściciel nie może pod byle pretekstem rozwiązać umowy użytkowania wieczystego, nie może zablokować inwestycji. Tak więc słucham pana, jak można zablokować, bo ja nie wiem jak. Sądząc po minie prezydenta, odpowiedź go nie przekonała. – Mógł pan, to było dyskutowane i takie opinie też mieliśmy tutaj radców prawnych w tym względzie, można było, że tak powiem, za odszkodowaniem, z użytkowania wieczystego tej działki spółdzielnia mogła zrezygnować. Mógł pan doprowadzić do zamiany innej działki i spółdzielnia mogła wybudować sobie ten blok w innym miejscu, a ten teren mógł pozostać terenem przeznaczonym nadal pod rekreację.
Skoro już zaczęto mówić o poszczególnych inwestycjach, pytanie zadał z kolei radny Kiełbasiński. W jego mniemaniu bardzo dla prezydenta kłopotliwe. – Ja bym proponował, żeby pan mi odpowiedział, jak to się stało w takim razie, że na osiedlu Piaski pan podpisał umowę po kryjomu z deweloperem na użyczenie miejsc parkingowych osiedlowych deweloperowi na prywatną inwestycję? Może tutaj mi pan odpowie, jak to jest możliwe? – wystrzelił dawny stronnik obecnych władz miasta. Adresat pytania odparował: – Po pierwsze, nie po kryjomu; po drugie, nie ja; po trzecie, zgodnie z prawem; po czwarte, dzięki tej umowie powstałoby bez pieniędzy publicznych rondo, które nie powstanie. A po piąte, dokładnie identyczny budynek, który miał powstać z rondem, powstaje teraz. (…) Macie taki sam budynek, dzięki stowarzyszeniu Nasze Miasto Nasze Sprawy, z idiotycznymi rozwiązaniami dotyczącymi miejsc parkingowych, bo są zrobione piętrowe na pochylniach. A wiemy, że to nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie. Zatem inwestor, bez inwestycji w okolice, i tak zrealizuje swój cel.
W toku dyskusji raz po raz przewijał się powielany przez opozycję motyw zatłoczonego do maksimum Legionowa. Zdaniem prezydenta, powodem jest wkładanie do jednego worka ludzi i samochodów. Ci pierwsi, także w opinii jego samorządowych sprzymierzeńców, są bowiem największym miejskim kapitałem. – Ja często zauważam w dyskusjach wśród samorządowców, że miasta wielkości Legionowa mają jeden olbrzymi problem: ludzie w tych miast wyjeżdżają. (…) Jeżeli w tym Legionowie jest tak źle, to dlaczego przybywa nam mieszkańców, a nie ich ubywa? Mimo że jest takie zagęszczenie – raczej retorycznie pytał radny Marcin Smogorzewski. Powodowane, jak zauważył jeden z radnych PiS-u, także przez mieszkańców ościennych gmin. Zmotoryzowanych i nie tylko. Z tego kalibru zarzutem prezydentowi trudno było się zmierzyć. Mimo to podjął wyzwanie. – Jesteśmy stolicą powiatu: to ma plusy dodatnie i plusy ujemne – „poleciał klasykiem” prezydent. – Ludzie przyjeżdżają do naszych przedsiębiorców, zostawiają tutaj pieniądze, chodzą do fryzjera, chodzą do kosmetyczki, robią tu zakupy i dają miejsca pracy. Mamy zamknąć miasto? A Warszawa też się zamknie i nie wpuści naszych mieszkańców? To jest jakieś rozwiązanie? Chyba żadne, chyba jakieś utopijne.
Wypada mieć nadzieję, że podejmując kolejne uchwały, rada miasta od utopii postara się stronić. I gęsto w nich będzie tylko od konkretów.