Kiedy jesienią drzewa pozbywają się liści, rola spółdzielczej administracji wydaje się oczywista – trzeba je posprzątać. Problem polega na tym, że mieszkańcy często wysyłają w tej sprawie dwa całkiem różne sygnały. No i za sprawą swoich czworonożnych pupili dokładają pracownikom SMLW roboty.
Sytuacja jest w pewnym sensie patowa. – Z jednej strony, takie też informacje dostawaliśmy z wydziału ochrony środowiska, praktykowane u nas wygrabianie liści aż do czystego trawnika, bez zostawiania warstwy ściółki, jest niekorzystne i dla trawy, i dla różnego rodzaju zwierząt. Na przykład jeży czy ptaków, które nie znajdują później pokarmu. Z drugiej strony otrzymujemy telefony od lokatorów o odmiennych poglądach, którzy oczekują, że trawniki będą codziennie grabione i nawet jesienią żadnych liści na nich nie będzie – mówi Monika Osińska-Gołaś, kierownik adm. os. Sobieskiego.
Trudno się dziwić, że pracownicy spółdzielni stoją w takich sytuacjach na decyzyjnym rozdrożu. A to nie wszystkie ich jesienne dylematy. – Jest też problem, który nakłada się na te sprzeczne informacje od lokatorów, a mianowicie zanieczyszczenie trawników przez psie odchody. Mimo że z biegiem lat zwyczaje się zmieniły i część mieszkańców sprząta po swoich czworonogach, znaczna część dalej tego nie robi. Często mamy informacje od lokatorów, że ci drudzy na zwrócenie im uwagi reagują agresją słowną, a były też nawet próby rękoczynów. Stąd też jest pewien lęk przed zwróceniem sąsiadowi uwagi, że nie sprzątnął po swoim psie – dodaje administratorka.
Staje się to szczególnie uciążliwe, gdy Bogu ducha winne zwierzę wypróżni się na trawniku zaraz przy wejściu do klatki schodowej. Ponieważ to zjawisko dosyć częste, administracja prosi i apeluje. – Jeśli chcemy korzystać z jesiennej aury i dzieci chcą brodzić w liściach czy je sobie zbierać, to pamiętajmy też o tym, by sprzątać po swoim psie i nie wyprowadzajmy zwierząt bezpośrednio pod blok, na trawniki przy samych oknach. Bo takie zwyczaje też panują wśród niektórych mieszkańców.
Tak czy inaczej, przed skutkami złotej polskiej jesieni uciec na osiedlach nie sposób. A więc bez względu na liściaste rozterki ludzie z SMLW po prostu robią swoje. – Póki co oczyszczamy trawniki na bieżąco. Jest tam bardzo dużo „min” i nie wyobrażam sobie, aby w takiej sytuacji liście zalegały razem z psimi kupami. Myślę, że dla wszystkich to bardziej komfortowa sytuacja, jeśli nie ma zagrożenia, że zaraz się w coś wdepnie – uważa Monika Osińska-Gołaś. Co prawda, to prawda. Chociaż jak widać, jednak jeszcze nie dla wszystkich.