Aby dowieść, że mentalnie faceci to tylko rosłe bobasy, nie potrzeba wiele. Chcąc złapać tych troglodytów na gorącym uczynku, wystarczy wpaść na wyścigi modeli samochodowych. Fakt, sporo tam też dzieci, ale wpatrzonych w śmigające cacka mężczyzn znacznie więcej. Istne stado dowodów na samczą infantylność, prostactwo, emocjonalne ubóstwo i co tam jeszcze feministkom przyjdzie do krótko ostrzyżonej głowy. Skoro tak, warto znać powody, dla których kobiety są z Wenus, a faceci z Carsa. Jako naturalny wróg ideologicznych cór sufrażystek raczej nie będę obiektywny, za to dysponuję czymś, czego one nigdy mieć nie będą. Nie, nie chodzi o to… Mam na myśli męski punkt widzenia.
Chłop to mało skomplikowana konstrukcja. Wykazując fizyczną aktywność, lubi gdy pomiędzy jego działaniem a reakcją istnieje bezpośrednia, zrozumiała dlań zależność oraz natychmiastowy efekt. Małe, elektryczne samochodziki to zapewniają, potomkinie Ewy – niekoniecznie. O ile w pierwszym przypadku, trzymając w garści coś na kształt pilota, facet prostymi ruchami szybko podąża do celu, o tyle sterownika wpływającego na kobiety dotąd nie wymyślono. To wyzwanie przekracza ludzkie możliwości. Owszem, da się stosować półśrodki w rodzaju zaproszenia na kolację, kupna futra lub nęcenia bezą z malinami, ale żadna z tych metod nie gwarantuje w kontaktach z damą osiągnięcia upragnionego finiszu. A mini autkiem facet dojedzie zawsze. Zapyta ktoś: gdzie w tym całym mechanicznym puszczalstwie miejsce na przyjemność? I tu niestety moja wiedza się kończy. Bo o ile coś tam kiedyś liznąłem w kontaktach z niewiastami, z modelarstwa znam tylko modelki. Przypuszczam jeno, że wśród rzeszy tych, którzy do celu lubią dochodzić, są tacy, co wolą sobie podjechać. Nawet jeśli na mecie nie mogą liczyć na pierwszy numerek.