Niedawno prezydent Legionowa miał okazję spełnić jedną z przyjemniejszych zawodowych powinności. Dokładnie 4 listopada setne urodziny obchodził Stanisław Mandykowski, należący do najznamienitszych i najbardziej zasłużonych mieszkańców miasta. Z tej właśnie okazji owego grodu gospodarz oraz szefowa Urzędu Stanu Cywilnego pospieszyli do jubilata z kwiatami, prezentami oraz dobrym słowem.
Powinszowania prezydent zaczął właściwie od progu. – Chciałem panu złożyć najserdeczniejsze życzenia już dwustu lat i powiedzieć, że w mojej długiej prezydenturze odwiedziłem jakieś dwadzieścia stuletnich pań i tylko dwóch panów. Jest pan drugim mężczyzną, który stulecia doczekał, w dobrej kondycji i w dobrym zdrowiu – gratulował gospodarzowi Roman Smogorzewski. Co prawda, to prawda. Jakby na przekór swej imponującej metryce, pan Stanisław świetnie sobie radzi z codziennymi obowiązkami. Dlatego członkom rodziny pozwala wyręczać się tylko w nielicznych i od czasu do czasu. – Zmywam, gotuję, wszystko potrafię. Muszę mieć co robić – zdradził jubilat.
To jedna z życiowych dewiz dziarskiego stulatka. Od wczesnej młodości cenił sobie ruch i aktywność fizyczną. Żonę Annę, z którą przeżył sześć dekad, poznał zresztą na kajakach. Sprawność oraz dobre zdrowie przydały się Stanisławowi Mandykowskiemu na frontach II wojny światowej. Pomogły mu też i po niej, gdy przez 10 lat mieszkał w Giżycku, wysłany tam do polonizacji i organizowania handlu na ziemiach odzyskanych. – Znamy się już od tylu lat, obiecywał pan, że się na stulecie spotkamy i jak zwykle dotrzymał pan słowa. Serdecznie za to dziękuję. Życzę, żeby jak najdłużej drenował pan ZUS, bo stulatek dostaje bardzo duży dodatek pielęgnacyjny. Tak więc może pan poszaleć, gdzieś wyjechać – nawet w podróż dookoła świata – żartował prezydent. – Życzę pięknych, cudownych i długich lat w służbie innym ludziom, bo przecież nie żyje pan tylko dla siebie i zawsze działał dla innych. Ze swoją, postawą, śpiewem i działalnością społeczną naprawdę jest pan wzorem dla mieszkańców Legionowa.
Przy okazji urodzinowego poczęstunku goście obejrzeli albumy z rodzinnymi zdjęciami uhonorowanego mnóstwem odznaczeń jubilata. W odniesieniu do zdarzeń, które na fotografiach się nie zachowały, gospodarz wyciągał z pamięci wspomnienia. Jak choćby te dotyczące towarzysko-służbowych wizyt przyszłego szefa państwa. – Pan prezydent Wojciechowski przychodził do mojego ojca na lampkę wina. Pamiętam dokładnie. Samochodu nie miał, piechotą chodził – powiedział legionowski stulatek. Skoro już mowa o znanych Polakach, pan Stanisław z lubością wspomina też pobyt w Sulejówku, gdzie jako członek drużyny strzeleckiej gościł u marszałka Piłsudskiego. Nieco mniejszą estymą darzy czasy PRL-u. Nigdy nie należał do PZPR i nową Polskę, bez kruchych ideologicznych fundamentów, wolał budować na swój sposób. – To tak szybko przeleciało, nie wiadomo kiedy…
W Legionowie Stanisław Mandykowski spędził jedną trzecią swego długiego życia. Teraz, w ślad za prezydentem miasta, wypada mu więc życzyć: dwieście lat, panie Stanisławie!