Nie trzeba mu skrzydeł, silników, sterów – on i tak wciąż leci. Czas. Jednym leci szybciej, innym wolniej, ale finał życiowego spektaklu zawsze jest ten sam: opuszczenie kurtyny, szloch publiczności i wynocha za kulisy! Co bardziej pożądani aktorzy, ściągani na seanse spirytystyczne, grywają jeszcze później epizody w kostiumach duchów. Należą wszak do rzadkości, poza tym – mimo dramatyzmu akcji – są to raczej role komiczne. Krótko pisząc, eterycznym celebrytą być nie warto. Lepiej posiedzieć na widowni.
Póki co moi rówieśnicy stojący w kolejkach po piąty krzyżyk nie są przez demograficzne statystyki skazywani na wymarcie. Lecz w przedsprzedaży bilety na kRAJoznawczą wycieczkę śladami Adama i Ewy wielu już nabyło. O ile dane z zamożniejszych części globu świadczą o coraz większej zwłoce w zamianie na zwłoki, szalone tempo życia sprawia, że kostucha obłapia ludzi, którzy wcale nie mieli tej randki w planach. Aż tu nagle opatrzność opacznie wysyła na wieczny urlop bez konieczności świadczenia życia, powodując szok i stawiając bolesny znak zapytania. Łamiąc jedne serca, kiedy inne do słabości przyznały się bez bicia.
Należę do pokolenia, którego reprezentanci o większości kumpli z budy wciąż mogą mówić w czasie teraźniejszym. I pomijając tragiczne (niez)dary losu, będzie tak pewnie przez kilka następnych lat. Ale przyjdzie pora, gdy jeden po drugim zaczniemy uciekać z lekcji. Czasem mając usprawiedliwienie, innym razem po prostu idąc na wagary. I zostanie po nas tylko nieodrobiona praca domowa… Szczęśliwie, z biegiem lat i dat, człowiek na takie ewentualności trochę się uodparnia. Inaczej życiowy finisz oznaczałby jeno powolne odliczanie do sprintu w zaświaty. To błąd, bo wspomniane zawody nikomu akurat nie uciekną. Dbajmy więc o to, by uniknąć popełnienia przypadkowego falstartu.