Grudniową prezentacją najnowszego Rocznika Legionowskiego jego autorzy i wydawcy zrobili miłośnikom lokalnej przeszłości świąteczny prezent. Dwunasty numer tego unikalnego wydawnictwa zaprezentowano jak zwykle w siedzibie Muzeum Historycznego.
Dla autorów i wydawcy każde nowe „dziecko” jest oczkiem w głowie. To normalne. Jednak w przypadku pachnącego jeszcze farbą drukarską dwunastego tomu organu lokalnych tropicieli śladów przeszłości sprzyja takiemu podejściu więcej niż zwykle powodów. – Chciałbym przede wszystkim podkreślić, że ten Rocznik Legionowski ukazuje się w jubileusz 40-lecia Towarzystwa Przyjaciół Legionowa, ale ma on również swój mały jubileusz, bo mija równo 15 lat, jak rozpoczynaliśmy wydawanie rocznika w 2004 roku – wylicza dr hab. Jacek Szczepański, dyr. Muzeum Historycznego w Legionowie. – To, że zachowujemy ciągłość, jest też bardzo ważne i trzeba tu podziękować władzom Legionowa, które sponsorują Rocznik. Ani autorzy, ani redakcja żadnych honorariów nie otrzymują – dodaje prof. Aleksander Łuczak, red. naczelny Rocznika Legionowskiego.
Na zawartość najnowszego tomu złożyła się praca 25 autorów. Są wśród nich historyczni detektywi publikujący od lat, lecz także młodzi, zdolni debiutanci. – Ten numer jest szczególnie ciekawy, bo nowe pióra, ale również doświadczeni autorzy, przygotowali porcję bardzo ciekawych informacji dotyczących walk w październiku 1944 roku o Wieliszew, tekst o ukraińskich ochotnikach w dywizji SS Viking, możemy również przeczytać o zapomnianych osadach Nowopol czy Kwietniówka. Ważne są artykuły poświęcone legionowskim społecznikom i działaczom politycznym, takim jak Zygmunt Pryszmont, dr Ligia Urniaż-Grabowska, Włodzimierz Bławdziewicz – to osoby, które ostatnio od nas odeszły. No i wreszcie ważne jest również to, że są wątki rodzinne związane z postacią Tadeusza Szklarka, uczestnika bitwy pod Monte Cassino, jak również wspomnienia dotyczące września 1939 roku – podkreśla dr Szczepański. – To nie jest rocznik, tak jak i ten poprzedni, który ma charakter stricte naukowy. Od strony stylu, ujęcia ma takie publicystyczne zacięcie, które pozwala dotrzeć do sedna sprawy. Ale myślę, że istotą tego Rocznika jest to, że każdy, jak znajdzie się w jakimś miejscu, to zadaje sobie pytanie: a co tutaj było? A my tą historię w Roczniku pokazujemy. Ciekawość za przeszłością jest czymś, co może nie od razu, ale stopniowo, w miarę upływu lat, u naszych mieszkańców wzrasta – uważa prof. Łuczak.
Zastępca redaktora naczelnego Rocznika Legionowskiego myśli podobnie. Jako główny miejski muzealnik z satysfakcją obserwuje młodych ludzi, którzy sięgają po tę pozycję coraz częściej. Przy czym wielu z nich zostaje później z lokalną historią na dłużej. Mając to w pamięci, odpowiedź na pytanie, czy po 15 latach istnienia pokładane w nim nadzieje Rocznik spełnił, może być tylko jedna. – Myślę, że tak. A widać to najlepiej na przykładzie wielu prac uczniowskich. Uczniowie i nauczyciele z legionowskich szkół korzystają w procesie edukacji z Rocznika. Służy im on, bo mogą tropić ślady wielokulturowości, jak i przedstawiać uczniom dzieje rodzin. Rocznik jest czytany także przez pasjonatów historii oraz studentów. To periodyk niezbędny do pisania prac licencjackich, magisterskich, a nawet doktorskich. Często udzielamy konsultacji w muzeum i w TPL-u. Myślę więc, że spełnia. Mam nadzieję, że spełnia – mówi Jacek Szczepański. Aleksander Łuczak, były wicepremier i minister edukacji narodowej, ma o Roczniku zbliżoną opinię. – Pozwala utrwalić pamięć o miejscach, zdarzeniach, ludziach z okolic i z naszego powiatu, którzy odegrali bardzo istotną rolę. To jest historia, jak ja mówię, ludzi i miejscowości.
Wydany w nakładzie 500 egzemplarzy najnowszy numer Rocznika Legionowskiego można nabyć w siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Legionowa. Jego wydawcy dostarczają go również do kilku miejskich księgarni. Cena jednego egzemplarza – 20 zł to w zestawieniu z bogatą zawartością prawdziwa okazja. Kolejna taka historyczna promocja trafi się pewnie dopiero za rok.