Jest w legionowskiej Poczytalni mnóstwo imprez dla dzieci, pojawiła się też taka dla dorosłych. W środę 22 stycznia, a więc w samym środku tygodnia, zadebiutowała tam Scena Komediowa. Organizatorzy chcą oddać ją do dyspozycji mniej i bardziej znanym krajowym stand-uperom.
Szef placówki potwierdza: teraz jej bywalcom będzie również do śmiechu. – Legionowska Poczytalnia ma wiele twarzy: teatralną, muzyczną, plastyczną, zaś twarzą biblioteki są książki. A kolejna twarz, którą chcemy pokazać, to twarz komediowa. Na ten typ sztuki jest w Polsce zapotrzebowanie, świadczą o tym choćby liczby odsłon poszczególnych polskich komików na kanale Youtube. W związku z tym, będąc też po części fanami tego gatunku, chcieliśmy pokazać mieszkańcom Legionowa jego szczególnie młodych twórców – mówi Tomasz Talarski, dyr. Miejskiej Biblioteki Publicznej w Legionowie.
Taka strategia ma po części podłoże ekonomiczne. Dysponując mieszczącą około setki widzów salą, trudno ściągać wielkie gwiazdy i sporo do tego nie dokładać. Zapraszając te mniejsze, da się natomiast zachować i dobry poziom, i rozsądne ceny biletów. Lecz jeśli chodzi o stand-upową inaugurację, organizatorzy nie poszli na kompromis. Wystarczy wspomnieć, że w roli głównej wystąpił tego wieczoru Antoni Syrek-Dąbrowski, jeden z bardziej znanych i utalentowanych krajowych mistrzów rozśmieszania na stojaka. – Przyjechałem tutaj ze swoim nowym programem „Kronika filmowa” i z Łukaszem Kowalskim, moim supportem, który gra swój program „Bakłażan”. I tak podobno ma być w Legionowie co miesiąc, więc wbijajcie – zachęca uczestnik serii „HBO na stojaka”.
Na pierwszą tego typu sztukę „wbił” w środę komplet publiczności. Obok uznanych kolegów pokazał się jej także – w formule open mic. – będący na dorobku Michał Łobejko. Jak zdradza jego sceniczny promotor, powody wkroczenia na komediową scenę bywają rozmaite, czasem nawet mało wesołe. Na dowód podał swój własny. – Szczerze, miałem depresję i nie wiedziałem, co zrobić z życiem. Naprawdę. Wtedy znajomi zapytali mnie: „Co cię jara w życiu?”. Odpowiedziałem, że stand-up, ale że nie aż tak bardzo. Wtedy powiedzieli, żebym coś z tym zrobił. Planowałem otworzyć klub komediowy, ale mi się nie udało, za to poznałem reżysera „HBO na stojaka”, który z Leszkiem Lichotą, Katarzyną Kwiatkowską i jeszcze innymi osobami robił próby na Chłodnej 25, gdzie pracowałem jako barman. Namawiał mnie, namawiał, aż po sześciu miesiącach mu się udało. I w marcu tego roku mnie 10 lat, odkąd jestem na scenie – opowiada gwiazda wieczoru.
Tego, że w nowym zawodzie będzie, jak mówi, „spoko”, Antoni Syrek-Dąbrowski się nie spodziewał. Ale skoro już znalazł swoje powołanie i fanów, poświęcił mu się na maksa. Bo bez pracy także i w tym fachu trudno liczyć na sukcesy. – Jak w każdym. Ciężka praca jest podstawą, bez niej nic nie osiągniesz. Ja wiem, że to się wydaje, że my wychodzimy i pierdzielimy głupoty. Ale prawda jest taka, że za tym jest tyle siedzenia, tyle roboty, tyle główkowania, żeby jakieś zdanie było dobrze ułożone, żeby dobrze brzmiało, żeby je powiedzieć niby lekko, ale z ta lekkość jest wcześniej zaplanowana. Jest strasznie dużo pracy i w pisaniu, i w odgrywaniu.
Komikom przydaje się też, rzecz jasna, odpowiednia sceniczna aparycja. Najlepiej daleka od typowego amanta. No i zdolność do ciętej riposty, chociaż sami stand-uperzy z improwizacją starają się w trakcie występów nie przesadzać. – To zależy od komika. U mnie teraz 90 procent to materiał, a 10 procent improwizacja, chyba że trafi się coś fajnego i płyniemy… Ale raczej przedstawiam ludziom gotowy materiał, który mam napisany – zdradza Syrek-Dąbrowski. Korzystając z okazji, zapytaliśmy też pioniera polskiego stand-upu o to, co wielu osobom się z tą formą rozrywki kojarzy – o przekleństwa. Okazuje się, że ich podłoże bywa różne, a wulgaryzmy wcale nie są u komików „programem obowiązkowym”. Krótko mówiąc, da się być stand-uperem i nie bluzgać. – Oczywiście, że tak. Po pierwsze, bluzgi są naszą reakcją nerwową. Jeżeli się denerwujemy, dorzucamy bluzgi, bo one zawsze są takim trochę tabu, więc podbijają energię. Ale im komik bardziej dojrzewa, tym – mam wrażenie – zaczyna mniej przeklinać. Bo wtedy osadza się w sobie i kuma, co jest naprawdę śmieszne. I czuje się bezpieczniej, mówiąc swój tekst,w którym przekleństwo może być tylko taką kontrolowaną przyprawą.
Tak czy inaczej, wygląda na to, że potrzebne są w Legionowie kolejne wieczory ze stand-upem. Na szczęście sprawa wydaje się już przesądzona. – Mamy taki plan, żeby pokazywać go regularnie, przynajmniej raz w miesiącu. Kolejny stand-up będzie już w lutym, potem w marcu, a jak wszystko dobrze pójdzie, to do wakacji pokażemy jeszcze dwa, zaś po nich kolejne pięć spektakli – snuje plany dyr. Tomasz Talarski. Początek roku w Poczytalni zapowiada się więc wesoło. Warto z tego skorzystać.