Dziś wszystko ma być „eko”, nawet mlEKO oraz czEKOlada. No i fajnie. Co innego jednak zachęty do przerobienia ziemian na przyrodniczych bodyguardów, a co innego prosty rachunek. EKOnomiczny, oczywiście. Zapłodniony przez Koleje Mazowieckie, które w lutym podarowały biletobiorcom dwucyfrową podwyżkę, sprawdziłem, czy na korzystaniu z szynowego transportu się za mocno nie przejadę. Rezultat tych wyliczeń jakoś nie trafił mi do przEKOnania. A szkoda, zwłaszcza dla środowiska.
Dawniej, za komuny i tuż po jej zgonie, było mniej więcej tak: pokonanie danej trasy autem zaczynało się opłacać dopiero przy minimum dwóch osobach na pokładzie. Solo, przynajmniej drugą klasą, zawsze lepiej opylało się jechać składem. Im dalej, tym bardziej. I to w czasach, kiedy przedrostek „eko” kojarzono bardziej z niEKOńczącym się kryzysem niż z naturą. A jak jest teraz? Chcąc poznać prawdę, wziąłem na rachunkowy warsztat trasę Legionowo – Nowy Dwór. Tak jak i Koleje – ten Mazowiecki, żeby nie było wątpliwości. Najtańsza oferta podróży to 7,5 zł. W obie strony, z 15% zniżką pasażer ma fory – 13,87 zł. Czyli co, wsiadamy? No cóż, to zależy. Bez wątpienia „kaemką” – o ile nie cierpi na pociąg do awarii – przemieścimy się szybciej. Tylko czy wygodniej i zawsze w dobrym towarzystwie? Zwolennicy używania w tym celu aut też mają pod nogą kilka argumentów. Na czele z finansowym. Zaprzęgając otóż do wozu niezbyt łase na paliwo konie, po pokonaniu kilkunastu dzielących oba grody kilometrów ubędzie im go za około… 6 złociszy. Szok i niedowierzanie! Jasne, w odróżnieniu od wagonu. samochód trzeba jeszcze utrzymać. Lecz skoro już i tak gablotę się posiada…
W ten oto sposób, wodząc lud na ekologiczne pokuszenie, różnej maści decydenci sami podążają innym torem. Bo dla nich zieleń wciąż jest mniej cenna od „zielonych”.