Przejść do historii, zwłaszcza w glorii chwały, łatwo nie jest. Ale już odegrać w niej pewną rolę – pod warunkiem, że dzieje się to przed kamerą – dużo prościej. Dowiódł tego niedawno legionowianin Piotr Muszyński, który stylowo zaistniał w cenionym przez wielu rodaków serialu „Korona królów”.
O jego pobycie na planie, jak to często bywa, zadecydował przypadek. – Zaciągnął mnie tam kumpel, który występował już wcześniej jako jeden z rekonstruktorów historycznych. To ważne, bo statystą może być w zasadzie każdy, a takim rekonstruktorem już nie, ponieważ oni zabierają na zdjęcia własną odzież. Ja co prawda specjalizuję się raczej w XVII-wiecznej kozaczyźnie zaporoskiej, ale kolega pożyczył mi odpowiedni zestaw ubrań i dzięki temu mogłem zagrać w „Koronie królów” – wspomina Piotr Muszyński.
Na plan daleko nie miał, bo średniowieczna scenografia – o czym mało kto wie – wyrosła na placu przed biurowcem Telewizji Polskiej przy ul. Woronicza. Jak wszyscy rekonstruktorzy, wąsaty legionowianin musiał tam spędzić prawie cały dzień – od piątej rano aż do osiemnastej. Na każde gotowe ujęcie składało się 6-7 dubli. – Sama praca była dosyć monotonna, bo polegała głównie na czekaniu, a gdy wreszcie padał klaps – po prostu chodziliśmy z miejsca na miejsce. Dlatego nawet żeśmy tam sobie dla rozrywki pośpiewali, ale później nasze śpiewy wycieli i wstawili jakieś inne. Chociaż uważam, że nasze były dużo fajniejsze – śmieje się pan Piotr. Tak czy owak, zapewnia, że bawił się po królewsku!