Dziś w piłkarskich wspomnieniach trochę mniej radosnej historii. Cofniemy się do końcówki sezonu 2017/2018 i momentu, w którym Legionovia KZB Legionowo ostatecznie pogrzebała swoje szanse na utrzymanie się w drugiej lidze.
Na kilka kolejek przed końcem sezonu sytuacja Legionovii była dramatyczna. Zespół był na przedostatnim miejscu w tabeli. Szanse na pozostanie w drugiej lidze mając już raczej tylko matematyczne. Niemniej jednak wielu kibiców żywiło jeszcze nadzieję, że uda się to osiągnąć. Meczem, który ostatecznie pogrzebał nadzieje Legionovii na utrzymanie na centralnym szczeblu rozgrywek, było zaległe spotkanie z Garbarnią Kraków, które legionowianie musieli bezwzględnie wygrać.
Pogrzebane szanse
Spotkanie rozgrywano w trudnych warunkach. Kałuże, które pojawiły się na murawie po kilkugodzinnych opadach deszczu, spowodowały, że gra – szczególnie w środkowej części boiska – była mocno utrudniona. Z tymi warunkami lepiej radzili sobie goście, którzy co i raz mocnymi strzałami z dystansu próbowali zaskoczyć bramkarza gospodarzy. Golkiper Novii stawał jednak na wysokości zadania. Strzały krakowian bądź to parował za linię boczną, bądź przenosił ponad poprzeczką. Legionovii z kolei wyraźnie brakowało pomysłu na grę. Swoją przewagę goście przypieczętowali w 25 minucie, kiedy to piłkę w siatce legionowian umieścił Patryk Serafin.
Po stracie bramki gospodarze rzucili się do odrabiania strat. Kilka razy udało im celnie zagrać w pole karne, ale nie przełożyło się to niestety na sytuacje podbramkowe. Pierwsza połowa spotkania zakończyła się więc jednobramkowym prowadzeniem gości. Na drugie 45 minut piłkarze Legionovii wyszli jeszcze bardziej zmotywowani, ale to Garbarnia była w 67 minucie meczu bliższa podwyższenia prowadzenia. Na szczęście na posterunku był bramkarz Legionovii Mateusz Kochalski. Trzy minuty później goście zmarnowali kolejną, tym razem niemal stuprocentową okazję, kiedy to obrońca Legionovii wybił piłkę już praktycznie z linii bramkowej.
W tym przypadku sprawdziła się stara piłkarska prawda, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Legionovia doprowadziła do wyrównania. Bramkę na 1:1 w 74 minucie meczu zdobył Mario Vasilij. Po zdobyciu gola Legionovia poszła za ciosem. Po kolejnym rzucie wolnym gospodarze byli bliscy podwyższenia wyniku. Tym razem jednak to bramkarz Garbarni okazał się lepszy. Gospodarze cały czas przeważali i co chwilę stwarzali zagrożenie dla bramki zespołu z Krakowa. Po raz drugi jej golkipera legionowianom udało się pokonać w 86 minucie. Bramkę na 2:1 zdobył Klemen Nemanič.
Gdy wydawało się, że legionowianie dowiozą ten wynik do końca meczu i tym samym zapewnią sobie trzy punkty dające im jeszcze cień szansy na utrzymanie się w lidze, na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry goście doprowadzili do wyrównania. Na listę strzelców wpisał się Grzegorz Gawle. Bohaterem meczu mógł zostać Wojciech Kalinowski, który już w doliczonym czasie gry i w zasadzie w ostatniej akcji meczu znalazł się sam na sam z bramkarzem Garbarni. Nie potrafił on niestety wykorzystać tej stuprocentowej okazji.
Jednostronne widowisko
Kilka dni po tym meczu na boisko lidera drugiej ligi – GKS-u Jastrzębie, Legionovia jechała już w zasadzie po nic. Chyba tylko, żeby zostawić po sobie dobre wrażenie. To się jednak nie udało, a spotkanie w Jastrzębiu Zdroju było raczej jednostronnym widowiskiem. Gospodarze nie dali gościom z Legionowa żadnych szans, pewnie pokonując ich 3:1. Jedyna bramka dla Legionovii padła po… golu samobójczym.
Pożegnanie w deszczu
Meczem, którym Legionovia żegnała się z drugą ligą przed własnymi kibicami było spotkanie ze Zniczem Pruszków. Rozgrywano je w podobnych warunkach, co ostatni domowy mecz z Garbarnią Kraków. Intensywne opady deszczu spowodowały, że mecz ten nie był wielkim widowiskiem. Legionovia, podobnie jak i w innych spotkaniach, nie za bardzo miała pomysł, jak poradzić sobie z przeciwnikiem. Z szarpanej gry w środku boiska i prób dośrodkowań w pole karne niewiele wynikało. Niemoc i chyba też już rezygnację graczy z Parkowej goście wykorzystali w 35 minucie, kiedy to po zamieszaniu w jedenastce Legionovii piłkę w siatce umieścił Karol Podliński (dziś zawodnik Legionovii – red.). Strzegący bramki Novii Mateusz Kochalski nie miał w tej sytuacji żadnych szans. Po zdobyciu gola goście z Pruszkowa wyraźnie się cofnęli i szukali swoich okazji w kontratakach. W pierwszej połowie meczu wyniku spotkania nie udało im się już jednak podwyższyć.
W drugich 45 minutach meczu powtórzył się scenariusz znany już z poprzednich spotkań. Zaraz po pierwszym gwizdku sędziego Legionovia rzuciła się do odrabiania strat. Przyznać trzeba, że sytuacje podbramkowe podopieczni Bartosza Tarachulskigo stwarzali, ale co z tego, skoro nie potrafili ich wykorzystać. Za to gracze Znicza nie mieli żadnych skrupułów i gdy tylko nadarzyła się okazja do podwyższenia wyniku, potrafili ją z zimną krwią wyegzekwować. Strzelcem gola na 0:2 był Paweł Tarnowski. Ustalił on tym samym wynik tego spotkania.
Po porażce ze Zniczem Pruszków Legionovia KZB Legionowo spadła na ostatnie miejsce w tabeli. Na jedną kolejkę przed końcem sezonu, dzięki remisowi ze Stalą Stalową Wolą, legionowian o jeden punkt wyprzedziła Gwardia Koszalin.