Miłośnicy oldskulowych bajek wiedzą to od dawna, reszta dowie się teraz ode mnie. O czym? Ano o tym, że Krezus i Kryzys w jednym stali domu: Krezus na górze, a Kryzys na dole. Krezus spokojny, nie wadził nikomu, Kryzys najdziksze wymyślał swawole. I tak dalej, i tak dalej… Tymi mniej więcej słowy rozpoczyna się opowiastka pana Fredry, dla zmyłki jedynie opatrzona tytułem „Paweł i Gaweł”. Do tej pory tak się składało, że Kryzys zajęty był własnymi sprawami i przy miejskim budżecie gmerał głównie Krezus. W tym roku gmerać jednak przestał. Wreszcie spełniło się marzenie malkontentów i po wyjściu ze swej sutereny Kryzys swawolić jął publicznie. Z czego tu się cieszyć? To proste: z tego, że miłujący ład i porządek obywatel przestanie w końcu spotykać na swej drodze dźwigi, walce i rozkopane chodniki. Zapanuje tak przez niego wytęskniony spokój.
Nie wiedzieć czemu są tacy, których atrofia samorządowej skarbonki martwi – jego twórcy. W poszukiwaniu kasy zakasują rękawy, by udowodnić gawiedzi, że znalezienie szmalu to dla nich kaska z mleczkiem. Gotowi nawet zasięgnąć języka u wieszczki Kasandry, taka w nich determinacja! Wyznają oni bowiem z gruntu fałszywy pogląd, że lud nic innego nie oczekuje, tylko inwestycji. Bzdura! Przeciętna jednostka finansowane z cudzej kieszeni wykopki, owszem, sobie ceni, pod warunkiem jednak, że oddalone od swej hacjendy. O wiele łaskawszym okiem patrzyłaby zaś na inwestycje dokonywane przez urzędników wprost na jej koncie w banku. Co niniejszym poddaję pod rozwagę.
Czy ktoś to akceptuje, czy nie, dziś kasa z budżetowego gara już nie kipi – pichci się w zamian groch z kapustą. Takie życie. Roniącym łzy jak grochy proponuję zamiast kasy szukać, spróbować zacząć ją tracić – choćby, wzorem dawnych legionowskich oficerów, w kasynie. Ma się rozumieć z klasą i jakąś Kasią u boku. Najlepiej taką, której nie zależy na kasie.