Jedną z ciekawszych imprez upamiętniających setną rocznicę Cudu nad Wisłą był wiodący przez Mazowsze profesjonalny wyścig kolarski. Tour Bitwa Warszawska 1920, bo tak się on właśnie nazywał, zgromadził przed kilkunastoma dniami na starcie międzynarodową stawkę ponad 140 zawodników z 23 zawodowych ekip. Na jednym z etapów sporo (na)kręcili się oni też po Legionowie i powiecie.
Za ideą oraz organizacją zawodów stał Dariusz Banaszek, były kolarz i szef Polskiego Związku Kolarskiego. Zapytany, skąd pomysł na połączenie sportu z historią, odpowiada bez wahania. – Stąd, że ja pochodzę z Wólki Radzymińskiej, a wiadomo, że tam, w nieporęckich lasach, nastąpił ten słynny odwrót, gdzie porucznik Stefan Pogonowski wychwycił w nocy bandę bolszewików. Zawsze utożsamiałem się z tamtymi wydarzeniami. Zorganizowałem wcześniej kilka imprez kolarskich pod nazwą Cud nad Wisłą, a w tamtym roku zrobiliśmy taką próbę generalną w postaci klasyka Bitwy Warszawskiej – z Radzymina do Płońska. No a teraz piękny, pięcioetapowy, międzynarodowy wyścig o randze UCI – podkreśla były kolarz. – Pierwszy etap odbył się na Agrykoli, gdzie przeprowadzono czasówkę. Drugi etap nastąpił w Radzyminie, gdzie zawodnicy siedem razy pokonali 20-kilometrową pętlę i zaliczyli lotną premię – dodaje Sławomir Kielczyk, współorganizator wyścigu.
W drugi piątek sierpnia, na start trzeciego etapu, kolarze przyjechali do Legionowa. – Włączyliśmy się razem z wieloma gminami północnego Mazowsza do tego, aby w tych nietypowych czasach pandemii uczcić tą ważną rocznicę stulecia Bitwy Warszawskiej, uczcić na sportowo. Ma to być promocja miasta, ale też promocja zdrowego stylu życia oraz zachęta do tego, aby nasi młodzi mieszkańcy częściej zajmowali się kolarstwem – mówi prezydent Roman Smogorzewski.
Parada zawodników na lśniących, szybkich i kosztujących krocie jednośladach mocno do tego zachęcała. Inna sprawa, że wokół miejskiego rynku kibice nie stworzyli w piątek przesadnego tłoku. A szkoda, bo pogoda do dopingowania była tego dnia na medal. – Czasy się zmieniły. Kiedyś jak przejeżdżał Wyścig Pokoju, to całe miasta i wsie wylegały na ulice. A dzisiaj mamy telewizję i internet, jest więcej możliwości i ludziom się nie chce wychodzić i oglądać takie zawody sportowe. Zwłaszcza że stojąc w jednym miejscu, jadących kolarzy widzą tylko przez chwilę. Obecnie tego rodzaju atrakcji jest zdecydowanie więcej – uważa gospodarz ratusza.
Tak czy inaczej, wierni fani kolarstwa nie zawiedli. Mogli oni obserwować peleton na ulicach Legionowa, mogli też udać się śladem zawodników nieco dalej. – Dzisiaj kolarze jadą z Legionowa, robiąc dwa okrążenia po mieście, po czym przez Wieliszew, zaporę w Dębem, kierują się w stronę Serocka. Całkowity dystans tego etapu to 138 km – informuje Sławomir Kielczyk. Jak podkreśla Dariusz Banaszek, druga rangą po Tour de Pologne krajowa impreza kolarska ma nieco inną specyfikę od pozostałych wyścigów. Krótko mówiąc, na trasie Tour Bitwa Warszawska zawodnicy nie mogą chwilami liczyć na luksusy. – Sektory specjalne, szutry, bruki – chciałbym, żeby jeżdżąc po nich, zagraniczni kolarze myśleli sobie „Dziękujemy wam, Polacy, że zatrzymaliście tych czerwonoarmistów”. No i że dzisiaj nie mówimy wszyscy po rosyjsku – uśmiecha się pomysłodawca imprezy.
Nawiasem mówiąc, owej wdzięczności nie podzielali szefowie jednej z ekip, którzy oprotestowali ściganie się po luźnej nawierzchni, powodując tym samym pewne regulaminowe komplikacje. Organizatorzy przejechali jednak po nich jak Polacy po bolszewikach, więc dwa kolejne etapy odbyły się już bez przeszkód. W ich trakcie kolarze odwiedzili między innymi Nasielsk, Płock i Nowy Dwór Mazowiecki. Meta wyścigu czekała zaś na nich w Płońsku. Jako pierwszy minął ją w niedzielę Oscar Riesebeek, zawodnik grupy Alpecin-Fenix. Dzięki wypracowanej tego dnia przewadze Holender zapewnił też sobie triumf w klasyfikacji generalnej wyścigu. Drugi był jego kolega z ekipy Senne Leysen, a trzeci Paweł Bernas z teamu Mazowsze Serce Polski.