Choć życie w bloku nie jest tym, co psy lubią najbardziej, na ogół dzielnie towarzyszą tam swoim panom. Kłopot w tym, że o ile zwierzaki bez większego trudu da się wytresować i ułożyć, z ludźmi idzie to jak po grudzie. A wtedy robi się problem – dobrze znany, lecz niestety wciąż na spółdzielczych osiedlach aktualny. Nie tylko zresztą w Legionowie.
Pracownicy administracji spółdzielczych osiedli mają z tego powodu nietęgie… miny. – W ostatnim czasie otrzymujemy informacje od mieszkańców, również od pracowników, że na trawnikach jest bardzo dużo psich odchodów. Owszem, mamy czas sprzyjający spacerom z pieskiem i myślę, że to na nas wszystkich dobrze wpływa, ale pamiętajmy o tym, że każdy właściciel psa ma obowiązek po nim sprzątać. Bo później na ten sam trawnik przychodzą osoby starsze, przychodzą matki z dziećmi, a one również mają prawo pospacerować i niekoniecznie chcą wdepnąć w psią kupę – mówi Monika Osińska-Gołaś, kierownik adm. os. Sobieskiego.
Oliwy do ognia dolewa skłonność właścicieli do wyprowadzania psów tuż pod okna sąsiadów. Nic dziwnego, że Bogu ducha winne stworzenia stają się wówczas kością lokatorskiej niezgody. Tymczasem tak wcale być nie musi. – Terenów zielonych na osiedlu Sobieskiego jest naprawdę sporo, wystarczy odejść kawałeczek od bloku. Nikt z nas nie chciałby przecież, żeby czworonóg urządzał sobie toaletę tuż pod jego oknem. Unikajmy takich sytuacji, bo u osób, które już na starcie nie lubią psów, jeszcze pogłębia to awersję do tych zwierząt. Myślę, że to niepotrzebne.
Są na szczęście symptomy poprawy sytuacji. Przynajmniej jeśli chodzi o usuwanie przez mieszkańców produktów psiej przemiany materii. – Część właścicieli rzeczywiście wywiązuje się z tego obowiązku. Wychodząc z psem na spacer, są przygotowani, mają woreczki, a czasem nawet grabki i łopatki do sprzątania odchodów. Natomiast odnotowujemy też dużo przypadków, kiedy ktoś kompletnie nie jest przygotowany, a podczas rozmowy mówi, że akurat zapomniał. Gdy tymczasem były na daną osobę zgłoszenia, że notorycznie wychodzi bez żadnej torebki na odchody, a jej pies załatwia się gdzie popadnie – zdradza administratorka.
Na domiar złego osiedlowe trawniki zaczęły straszyć spółdzielców nie tylko „minami”. Znacznie od nich groźniejsze są bowiem czyhające tam kleszcze. A na ich zwyczaje psiarze żadnego wpływu już nie mają. – Teraz kleszczy jest tak wiele, że ciężko powiedzieć, czy są blisko krzaków, czy w trawie. One po prostu żyją w przestrzeni miejskiej i już nie jest tak, że można je złapać tylko w lesie. Ponieważ kleszcze bywają też na trawnikach, nasza prośba jest taka, żeby uważać na siebie i przeglądać się uważnie po przyjściu do domu – apeluje Monika Osińska-Gołaś. Ma się rozumieć, nie tylko w lustrze…