Początek sierpniowej sesji rady miasta zdominował temat oświaty, którą to kilku radnych otoczyło szczególną, wspomnianą wyżej troską. W kontekście zagrożeń związanych z koronawirusem, starali się – i chwała im za to – upewnić o jej bezpieczeństwie. Trudno było jednak uniknąć wrażenia, że wśród najaktywniejszych uczniów znaleźli się również tacy, którzy nie odrobili lekcji.
Zanim jeszcze na dobre zaczęto, wezbrana w radnych opozycji ciekawość już znalazła swe ujście. – Na komisji oświaty było podjęte takie stanowisko, obietnica, że prezydent przedstawi informacje na temat rozpoczęcia roku szkolnego. Tego punktu nie widzę. Nie wprowadzał pan przewodniczący czy ta informacja pojawi się w informacji prezydenta z prac pomiędzy sesjami? – interweniował radny Mirosław Grabowski. Szef rady szybko uspokoił zatroskanego samorządowca. – Za chwilę pan prezydent udzieli w tym punkcie informacji o przygotowaniach szkół do rozpoczęcia roku szkolnego – odrzekł Ryszard Brański.
Odpowiedzialny za oświatę zastępca prezydenta mówił o tym długo i treściwie. Działając wspólnie z dyrektorami oraz pracownikami szkół, zgodnie z wytycznymi Głównego Inspektora Sanitarnego i Ministerstwa Zdrowia, zrobili wszystko, aby sprostać niespotykanym dotychczas wyzwaniom. – Decyzje, procedury i działania, które będą obowiązywać, podjęli wspólnie dyrektorzy szkół, bowiem to oni są – zgodnie z polskim prawem – odpowiedzialni za bezpieczeństwo uczniów i swoich pracowników. W każdej placówce mogą być małe odstępstwa, w zależności od specyfiki budynku, jego ukształtowania i liczby wejść, czy liczebności kadry – powiedział zastępca prezydenta.
Ustaleń dotyczących edukacji w czasach pandemii poczyniono całe mnóstwo. Są wśród nich m.in. większa liczba wejść do szkół, klasy przypisane do sal lekcyjnych, różne godziny rozpoczęcia i końca lekcji, obowiązek noszenia maseczek w częściach wspólnych i ograniczone do minimum wizyty osób z zewnątrz. Nieczynne pozostają również szkolne sklepiki oraz poidełka, a stołówki działają w ograniczonym zakresie. – Chcę też państwa zapewnić, że zarówno dyrektorzy, jak i nauczyciele uczestniczyli i uczestniczą w szkoleniach zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Zapoznają się z wytycznymi, z procedurami, dotyczy to także pracowników administracji i obsługi. Dyrektorzy będą też przez cały czas w kontakcie z powiatowym sanepidem i miejskim referatem zarządzania kryzysowego i obrony cywilnej – dodał Zadrożny.
Gdyby sytuacja się pogorszyła, szkoły przejdą na tryb mieszany lub nauczanie zdalne. Wedle zapewnień ratusza są do niego przygotowane, mają niezbędny sprzęt oraz doświadczenie. I na tym właściwie ta część sesji mogłaby się zakończyć. Lecz to był dopiero początek. Bo uzbrojona w zestawy pytań, do boju ruszyła opozycja. – Jak dyrektorzy zareagowali na apel ministerstwa oświaty, żeby nowy rok szkolny rozpocząć od zajęć wyrównawczych, by uzupełnić braki powstałe na tym marcowo-czerwcowym etapie zdalnego nauczania. Czy takie zajęcia w naszych szkołach są przewidziane? (…) Co będzie, jeżeli dziecko z rodziny, której członek zostanie poddany kwarantannie, nie będzie mogło uczęszczać do szkoły? (…) Czy wtedy to dziecko będzie miało zdalne nauczanie, kto zapewni to zdalne nauczanie i z jakich środków nauczyciel będzie miał pokryte? – wyliczał radny Grabowski. Zapytał też o zajęcia dodatkowe oraz wycieczki poza teren szkoły. W tej sytuacji zastępca prezydenta sięgnął po posiłki. – Myślę, że poproszę tu panią naczelnik, przy tych szczegółowych pytaniach. Ja tylko chciałbym państwu radnym przypomnieć, że my odpowiadamy za kwestie organizacyjno-techniczne, nie za proces dydaktyczny.
Co do procesu zaspokajania ciekawości radnego, po chwili ruszył on z kopyta. – Wiemy, że dyrektorzy i nauczyciele planują powtórkę materiałów. Programy nauczania są aktualnie pisane w formie spiralnej, co oznacza, że treści nakładają się i są powtarzane. Więc ten materiał, który został zdalnie, kolokwialnie mówiąc, przerobiony w zeszłym roku, będzie utrwalony i powtórzony. Zajęcia dodatkowe, z uwagi na koronawirusa, trudno będzie prowadzić. Być może będą prowadzone w formie zdalnej. Natomiast, zgodnie z instrukcjami MEN-u i GIS, wyjścia i wycieczki jednodniowe, oczywiście w reżimie sanitarnym, mogą być realizowane, więc to będzie zależało od decyzji nauczycieli i rodziców danej klasy – zaznaczyła Magdalena Borecka, zastępca naczelnika wydziału edukacji.
Padła też odpowiedź na pytanie o nauczanie dzieci chorych lub tych, co do których stanu zdrowia istnieją uzasadnione wątpliwości. – Zawsze takie dziecka może postarać się o nauczanie indywidualne. Wtedy nauczyciel przychodzi do domu i realizuje z dzieckiem podstawę programową. Natomiast dyrektor będzie miał możliwość przejścia na nauczanie zdalne, jeżeli będzie miał informację, że dziecko jest przewlekle chore. (…) Takie przypadki są również opisane w wytycznych, do których przeczytania zachęcam. Na bardzo wiele pytań można znaleźć odpowiedź.
Czy radni z tej sugestii skorzystają, trudno powiedzieć. Wiadomo tylko, że plany zamknięcia oświatowego wątku przez szefa rady spełzły na niczym. Pytania padały nadal. Także te, na które wcześniej słyszano już odpowiedzi. – Czy odbyło się w jakiejkolwiek formule spotkanie z dyrektorami legionowskich placówek i dyrektorzy mieli szansę na to, żeby wyrazić swoje potrzeby, jeżeli chodzi o organizację roku szkolnego i zapewnienie bezpieczeństwa uczniom w szkołach i dzieciom w przedszkolach? – dociekał Bogdan Kiełbasiński. Na pytanie, czy ratusz zna potrzeby szkół i je zaspokaja, radny otrzymał odpowiedź twierdzącą. A jako kanały komunikacji z rodzicami wskazano mu internet oraz dziennik elektroniczny. To jednak nie wystarczyło. – Czy ma pan wiedzę na temat tego, że w szkołach pojawiły się pomysły typu, że dzieci nie będą wędrować z klasy do klasy, tylko że będą prowadzone lekcje w jednej klasie i to nauczyciele będą przychodzić do uczniów? (…) Czy też będą zmieniane godziny lekcyjne, żeby wszystkie dzieci w tym samym czasie nie miały przerw?
Na finał radny Kiełbasiński powtórzył pytanie swego kolegi o procedury w przypadku stwierdzenia wirusa. Plus jedno o sprzęt komputerowy do zdalnego nauczania. – Mam wrażenie, że ja o większości tych spraw mówiłem. Więc chyba będę się musiał powtórzyć. (…) Oczywiście, że odbyliśmy, zresztą co roku w sierpniu, niezależnie od sytuacji epidemiologicznej, odbywamy spotkania z dyrektorami na temat przygotowań do nowego roku szkolnego i wytycznych, jakie są tutaj wydawane. Oczywiście, że dyrektorzy zgłaszali swoje potrzeby, ale nie wyobrażam sobie, że teraz będę cytował panu, że przedszkole nr 1 zgłosiło tyle maseczek, a przedszkole nr 2 tyle płynu. Zresztą te zgłoszenia nie trafiają do wydziału edukacji, tylko do referatu zarządzania kryzysowego i tam są analizowane – powiedział Piotr Zadrożny. A jego podwładna dodała: – My nie będziemy mogli stwierdzić, czy dziecko jest chore, czy nie. Tak że to dziecko będzie odebrane przez rodziców. Procedury szczegółowo opiszą, co w takiej sytuacji ma się zadziać. Oczywiście wsparciem będzie dla nas sanepid i myślę, że ścisła współpraca z sanepidem będzie konieczna.
Po chwili przewodniczący znów wyraził wątpliwości co do konieczności zadawania kolejnych podobnych pytań. Zabronić tego jednak nie mógł. Przeto dociekliwy radny kontynuował. Zdając się nie dostrzegać istnienia urzędniczki, adresatem swych dociekań wciąż czynił tylko prezydenta. – Wspominał pan tutaj o wielu rzeczach, natomiast jeżeli zaczynamy się dopytywać o szczegóły, czyli pytam konkretnie, czy we wszystkich placówkach te procedury są i te zasady, o których pan mówił, to tej wiedzy w tym momencie nie mamy. Bo okazuje się, że nie jest pan w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi, że tak – we wszystkich szkołach procedury zostały opracowane. To po pierwsze. Po drugie, że były na przykład konsultowane z przedstawicielem sanepidu – ciągnął Bogdan Kiełbasiński.
Ignorując fakty i podane wcześniej informacje, radny wyliczał ratuszowe grzechy. – To, że tych procedur nie mamy; to, że nie wiemy, w jaki sposób sanepid je opiniuje; to, że nadal nie wiemy, w jaki rodzice będą poinformowani. – Nie wiem, czy ja chcę się kłócić z panem radnym Kiełbasińskim. To jest pana ocena i pan przy tej ocenie i tak pozostanie. To, co powiem, tego nie zmieni. Natomiast my z tym koronawirusem i działaniami placówek oświatowych funkcjonujemy już od wielu miesięcy. Od maja działają przedszkola i żłobek, potem uruchomione zostały także klasy zerowe i 1-3 w szkołach. Za każdym razem procedury były opracowywane, wdrażane i zatwierdzane przez sanepid. I ja tutaj żadnych zagrożeń nie widzę – odparował zrezygnowany zastępca prezydenta.
Mówienie o cudownych procedurach, które zabezpieczą uczniów przed wirusem uznał on za żart. Na pytania o obecność izolatek i fachowy personel medyczny w szkołach padła odpowiedź twierdząca. – Co do stwierdzenia przypadku przypadku koronawirusa, będziemy działać zgodnie z zaleceniami sanepidu i z ogólnie obowiązującymi wytycznymi. Dzisiaj nie planujemy żadnych badań i testów w tym zakresie, natomiast co będzie jutro lub pojutrze, to ja nie wiem. Jeżeli zajdzie potrzeba, to wtedy taką decyzję podejmiemy, ale dzisiaj nie zakładamy takiego rozwiązania.
Kilka minut później wiceszef rady wspomniał o innym rozwiązaniu, dotyczącym już nie tylko ze zdrowia, lecz także lokalnej polityki. – Kilka dni temu mieliśmy propozycję, żeby zwoływać wszystkich dyrektorów szkół, trójki klasowe, rodziców i zajmować ich czas zadawaniem im kilkudziesięciu średnio potrzebnych pytań. I ewentualnym lansowaniem się w tym względzie na „fejsie”. Naprawdę, nam to teraz nie jest potrzebne. Nam jest potrzebne teraz, żebyśmy my wszyscy, ze swoimi wyborcami, z nauczycielami, pomagali tak jak możemy. (…) To nie jest czas na to, żebyśmy się, nie daj Boże, lansowali na COVID-19. To jest czas na dobre rady – apelował Mirosław Pachulski. A niezrażony adwersarz obecnych władz miasta ciągnął swoje… – Stało się jasne, już po tych wypowiedziach pana prezydenta Zadrożnego, że nie mamy wiedzy na temat tego, czy te procedury już zostały we wszystkich placówkach podległych gminie Legionowo, jako organowi prowadzącemu, opracowane, czy nie. A to, wydaje mi się, że jest podstawowa rzecz i taką informację na kilka dni przed początkiem roku powinniśmy mieć – mówił radny Kiełbasiński.
W końcu nie wytrzymał jeden z prezydenckich koalicjantów. I zareagował, a jakże, pytaniem. Tyle że takim z rodzaju tych, na które nie trzeba udzielać odpowiedzi. – Mówimy o tym, że niektórzy dyrektorzy nie mają wdrożonych procedur. No jestem bardzo ciekawy, którzy dyrektorzy tych procedur nie mają wdrożonych? Którzy mają nieustalone, jak dzieci będą wchodziły do szkoły, jak będą wychodziły, jak będą zachowane standardy sanitarne, a które nie będą? – mówił Marcin Smogorzewski. Kiedy już doszedł do głosu, tradycyjnie kierując swe słowa do zastępcy prezydenta, Bogdan Kiełbasiński odparł. – Ja nie twierdziłem, że dyrektorzy nie są przygotowani. W czasie dyskusji tutaj, w czasie sesji, jakby no wyszło na jaw, że pan, jako przedstawiciel organu prowadzącego, nie ma wiedzy na temat stanu faktycznego.
Z kolejnych prób wyjaśniania, jaki ów stan faktycznie jest, Piotr Zadrożny zrezygnował.