W szóstej kolejce rozgrywek pierwszoligowej grupy C piłkarze ręczni KPR Legionowo uporali się u siebie z ekipą AZS AWF Biała Podlaska, wygrywając po emocjonującej końcówce 32:29. Można tylko żałować, że sobotnie spotkanie musieli grać przy pustych trybunach.
Mecz bez kibiców to dla sportowców, niezależnie od klasy rywala, dodatkowe wyzwanie, z którym czasem przychodzi im się zmierzyć. Gościom taka sytuacja sprzyja, gospodarzom – wręcz przeciwnie. W pierwszej akcji meczu bramkę zdobyli ci pierwsi, w drugiej – za sprawą Filipa Fąfary – „zameldowali” się w bramce miejscowi. Zaczęło się ostro, bo już w trzeciej minucie ekipa z Białej Podlaskiej miała na koncie dwie żółte kartki. Chwilę po drugim trafieniu dla KPR-u, autorstwa Michała Prątnickiego, na ławkę kar powędrował Tomasz Kacprzak, zaś goście mieli rzut karny. I tę okazję wykorzystali. Osłabienie nie przeszkodziło wprawdzie miejscowym w ponownym objęciu prowadzenia, lecz ich rywale znów zdołali wyrównać. To zwiastowało naprawdę zacięty pojedynek. Zwłaszcza że obrona „akademików” (choć i legionowianie nie odstawiali ręki…) nie przebierała w środkach i raz po raz sędzia musiał wkraczać do akcji. W 12 minucie KPR po raz pierwszy objął dwubramkowe prowadzenie. Po kolejnej udanej paradzie dobrze dysponowanego Kacpra Zacharskiego oraz trafieniu Kamila Cioka zrobiło się już 9:6. Trener przyjezdnych nie czekał i poprosił o czas. Jednak w tej fazie spotkania jego zawodnikom rozregulowały się celowniki, a KPR metodycznie starał się powiększać przewagę. Pierwszy wykonywany rzut karny pozwolił mu w 17 minucie wyjść na prowadzenie 11:7. Za chwilę poprawił Tomasz Kacprzak i obserwujący mecz w internecie kibice legionowian mogli wrzucić na luz. Po nerwowym początku spokojniejsi wydawali się też gospodarze, którzy złapali rytm i bez większych problemów utrzymywali kilka „oczek” przewagi. Było tak do 26 minuty, kiedy goście trafili na 13:15, a Kamil Ciok powędrował na ławkę kar. Po chwili gospodarze, pod nieobecność swego etatowego strzelca, nie wykorzystali karnego i wszystko wskazywało na emocjonujący finisz pierwszej części meczu. Ich niemoc przełamał Tomasz Kacprzak, lecz podlasianie też nie odpuszczali. Na przerwę obie drużyny schodziły przy stanie 18:15 dla gospodarzy.
Abstrahując od niedogodności, mecz w pustej hali pozwala słyszeć to, co na boisku krzyczą do siebie zawodnicy. Tak samo jak podpowiedzi z ławki. Legionowianami na placu boju dowodził Michał Prątnicki, ich grający drugi trener. W drugiej połowie – tym razem z Tomaszem Szałkuckim w bramce – to jego ekipa rozpoczęła skuteczne strzelanie, przez co po chwili AZS AWF miał do odrobienia już pięć trafień. Zabrał się jednak do tego z ociąganiem, bo pierwszego gola po przerwie zdobył dopiero w 37 minucie. Efekt: sześciobramkowa przewaga KPR-u. Trudno się dziwić, że jego gracze nie forsowali tempa, cierpliwie rozgrywając każdą akcję. Ale jak to w sporcie, nie każda okazała się skuteczna. To spowodowało, że w 45 minucie obie drużyny dzieliły cztery bramki. Poprzedni stan rzeczy przywrócił kilkadziesiąt sekund później Michał Prątnicki. Niestety na krótko. Lepszy fragment gry podlasian zaowocował odrobieniem kolejnych goli i w 49 minucie tracili ich już tylko trzy. Doświadczonych gospodarzy nie zbiło to jednak z tropu. Ani myśleli gubić w sobotę punkty, więc przyspieszyli i 52 minucie znów odskoczyli na sześć trafień. Kiedy po chwili KPR dostał dwa gole z rzędu, trener Marcin Smolarczyk wziął pierwszy w tym meczu czas – zapewne dla uspokojenia drużyny i wybicia rywali z rytmu. Ostrożność nie zawadzi. Na pięć minut przed końcem KPR stracił i skierowanego na odsiadywanie kary Michała Prątnickiego, i bramkę na 30:27. Gdy goście zdobyli kolejną, zrobiło się naprawdę nerwowo. Egzekwowany w 57 minucie karny mógł uspokoić sytuację, lecz Kamil Ciok po raz drugi w tym meczu się pomylił. W kolejnej akcji goście co prawda nie przedarli się przez obronę KPR-u, ale po jego nieudanej akcji zaliczyli skuteczną poprawkę. Kto wie, co by się stało, gdyby po chwili ten sam zawodnik się nie zrehabilitował, rzucając bramkę na 31:29. W 59 minucie goście trafili w poprzeczkę, czym praktycznie zamknęli sobie szanse na remis. Na 40 sekund przed końcowym gwizdkiem trener gości przerwał grę, próbując jeszcze odwrócić losy spotkania. Było blisko, ale zamiast tego gol z kontry Michała Prątnickiego zapewnił KPR-owi zwycięstwo 32:29 i kolejne w tym sezonie trzy punkty.
Marcin Smolarczyk odetchnął z ulgą. – Zwycięzca mógł być po jednej i po drugiej stronie, natomiast przez około 50 minut mieliśmy sporą przewagę. Nie pokazaliśmy dziś, myślę, pełni naszych umiejętności, bo powinniśmy ten dobry wynik dowieźć do końca albo jeszcze powiększyć tę przewagę. Może nie powinienem w ten sposób mówić, bo AZS postawił naprawdę mocne warunki – spodziewaliśmy się, że ten mecz będzie trudny, ale staramy się tak grać, aby w takich momentach utrzymywać koncentrację do samego końca i jeżeli to możliwe, cały czas przewagę powiększać. To w tym meczu nie wyszło – ocenia pierwszy trener legionowian. Mogła się natomiast podobać gra obu legionowskich bramkarzy. Wyróżniania kogokolwiek szkoleniowiec woli jednak unikać. – Staramy się tak działać, żeby cały zespół wnosił coś do gry. I będziemy w pełni usatysfakcjonowani, kiedy wszyscy zawodnicy – włącznie z ławką rezerwowych – będą wchodzić do gry i każdy będzie stanowił wartość dodaną dla tego zespołu.
Aktualnie, z dwunastoma punktami na koncie, KPR Legionowo zajmuje drugie miejsce w tabeli pierwszoligowej grupy C. Pierwszy, z takim samym dorobkiem, jest MKS Wieluń.
KPR Legionowo – AZS AWF Biała Podlaska 32:29 (18:15)
Najwięcej bramek: dla KPR-u – Kamil Ciok 10, Tomasz Kasprzak 6, Filip Fąfara, Michał Prątnicki – po 5; dla AZS-u AWF – Michał Bekisz 11, Bartłomiej Mazur 4, Norbert Maksymczuk, Leon Łazarczyk, Patryk Niedzielenko – po 3.