Na przekór tym, którzy chcą widzieć w Legionowie tylko podwarszawską „sypialnię”, rynek nieruchomości zdaje się mówić coś innego. Nie tylko w przypadku nowych domów czy mieszkań, lecz także tych z krótszą lub dłuższą historią. Większość sprzedających je legionowian, o ile zanadto nie przesadzą z ceną, klientów ma… od metra.
Rosnące ceny nieruchomości to oczywiście po części wątpliwa zasługa inflacji. Ale i bez niej oferta legionowskiego rynku wtórnego sporo zyskała w ostatnich latach na wartości. Popyt zrobił swoje. Przy czym preferencje nabywców mieszkań potrafią niekiedy zadziwić nawet ludzi znających tę branżę od podszewki. – Okazuje się, że najwyżej wyceniane, w przeliczeniu na metr kwadratowy, są mieszkania w budynkach z lat sześćdziesiątych. Na osiedlu Batory ceny poszybowały niesamowicie i są teraz o 20-30 procent wyższe niż ceny nowych budowanych przez nas mieszkań. Oczywiście prawdopodobnie każdy z takich lokali jest gotowy do zamieszkania ewentualnie do drobnego remontu lub odświeżenia. No ale jeżeli w niektórych przypadkach ceny na rynku wtórnym przekraczają tam siedem, a nawet osiem tysięcy za metr, to jest to dla mnie zaskoczenie – przyznaje Szymon Rosiak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej w Legionowie.
Trudno natomiast mówić o zaskoczeniu w przypadku wyboru Legionowa jako miejsca do zamieszkania. Jego statystyczna, uważana za najwyższą w kraju gęstość zaludnienia nie wzięła się znikąd. W parze ze stosunkowo niewielką powierzchnią miasta idzie jego dobra opinia wśród ludzi, którzy w nim żyją. I ta opinia idzie później w świat. – Legionowo, poprzez swoją lokalizację oraz rozsądne zarządzanie przez władze miasta, stało się bardzo atrakcyjne do zamieszkania – twierdzi prezes SMLW. A widział dotąd wiele na to dowodów. – Nie zapomnę takiej klientki, która przyjeżdżając tutaj gdzieś z Polski, powiedziała, że objechała wszystkie miejscowości wokół Warszawy – bo nie chce mieszkać w stolicy ze względu na koszty nabycia nieruchomości i tak dalej – i Legionowo uzyskało u niej pierwsze miejsce. Gdy zapytałem, dlaczego, odpowiedziała: „Wszędzie zmierzyłam, ile czasu zajmuje mi dojazd do pracy w Warszawie, no i Legionowo zdecydowanie na tym zyskuje, bo ja szybciej dojeżdżam z Legionowa niż moi koledzy i koleżanki z dalekiego Ursynowa, z Natolina, nie mówiąc o Wawrze i innych dzielnicach położonych na południowy wschód od Warszawy”. Naprawdę mamy dobrą sytuację komunikacyjną: zarówno drogową, jak i kolejową – ocenia Szymon Rosiak.
Jeśli już pojawiają się komunikacyjne problemy, to mieszkańcy odczuwają je głównie w godzinach szczytu. Lecz to akurat przypadłość wszystkich dużych miast i tych mniejszych, położonych w ich bezpośrednim sąsiedztwie. W czasach, kiedy na jedną rodzinę potrafi przypadać kilka samochodów, trudno się temu dziwić.
Co do innego ważnego aspektu lokalnej demografii, panuje opinia, że dzięki sporemu ruchowi na mieszkaniowym rynku wtórnym zasobne w seniorów Legionowo się odmładza. Według Szymona Rosiaka nie jest to jednak takie oczywiste. Choćby dlatego, że ów ruch ostatnio zmalał, a poza tym nowym nabywcom lub spadkobiercom nikt ze spółdzielni w metryki nie zagląda. – O ile pięć lat temu rynek wtórny to było ponad 300 transakcji, to później ich liczba zaczęła spadać i w tej chwili jest na poziomie 150-200 transakcji rocznie. Na ponad dziewięć tysięcy mieszkań nie jest to wiele. Obserwuję natomiast coś innego: jeżeli ktoś mieszkał w naszych zasobach, a lokal przejmuje później jego następca prawny, to nie traktujemy tego jako ruchu na rynku wtórnym. Bo to jest spadkobranie w sposób naturalny. Tego nie sprawdzamy, tymczasem jest bardzo wiele osób, które mieszkają w lokalach swoich dziadków albo je wynajmują. A nie muszą się już, tak jak kiedyś, pytać spółdzielni o zgodę. Tak więc tego nie jesteśmy w stanie policzyć, bo jest to wszystko poza nami.
Tak czy inaczej, kupno nieruchomości w Legionowie jest i zapewne jeszcze długo pozostanie świetną inwestycją. Widać perspektywa zamieszkania na stałe w „sypialni” to dla wielu ludzi wizja snu, za który warto zapłacić.