Nie mam pojęcia, czemu okrągłe rocznice opuszczenia matczynego spa uważa się za ważniejsze od tych bardziej kanciastych. Czy te juble mają jubilatowi przypomnieć, że jest tylko dodanym do głównej liczbie zerem…? Tak czy owak, na moim krzyżykowym liczniku wyskoczyła właśnie piątka i otoczenie bez krępacji, wręcz ostentacyjnie zaczęło nalegać na wychylenie z tej okazji kilku(nastu) toastów. Cóż, z przyjemnością dołączę. Mając wszak świadomość, że słowo „przyjemność” odnosi się jeno do mokrej części obchodów, gdyż to, co dzieje się z beerbantem nazajutrz, przyjemne już nie jest…
Na szczęście takowe bywa czasem życie. Trzeba jednak pamiętać, że data urodzenia nijak się ma do wieku biologicznego, czyli stopnia zużycia naszych opakowań. Ba, nie decyduje też o kondycji ducha. Bywają 20-letni staruszkowie, są też 60-letnie nastolatki – cały sekret tkwi w głowie. Jeśli jest otwarta na marzenia, skłonna do nauki, wyrażania uczuć i poznawania nowego, to nie przeszkodzą jej ani siwe włosy, ani „balkonik”, ani marna emerytura. I odwrotnie. Bo młodość nie należy nam się z urzędu i z reguły trzeba się jej po prostu nauczyć. Niestety jedynie garstka ludzi ma to dość czasu. Większość musi się bardziej sprężać. A to oznacza, że jeśli chcemy starzeć się głównie na papierze, musimy zadbać o to wcześniej – na początek diagnozując w sercu taką potrzebę. Potem trzeba już tylko w pocie czoła chłonąć życie i odsiewać zdarzające się w nim ziarna od oceanu plew. Metodę na tę mentalną młóckę każdy musi znaleźć sam. Dla każdego z nas ważne jest przecież coś innego i inny też każdy z nas chciałby wypiec z tych ziaren chleb.
Na koniec recepta uniwersalna; na szczęście, na młodość, na wszystko. Pisał kiedyś św. Paweł w biblijnym mailu do Koryntian: „Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jako cymbał grzmiący albo miedź brzęcząca…”. Otóż to! Kochajmy się zatem, bo miłość jest najważniejsza. Może i jestem cymbał, ale w tej kwestii warto mi wierzyć.