Jak zapewne w każdym większym mieście, również w Legionowie da się znaleźć miejsca, gdzie gromadzą się osoby bezdomne. Ale już nie wszędzie są one pod opieką lokalnych służb próbujących, zwłaszcza zimą, pomóc im przetrwać największe mrozy. Ostatnio, za sprawą dużego spadku temperatury, funkcjonariusze Straży Miejskiej znów mieli z tym sporo pracy. Mieli też jednak więcej niż dotąd możliwości zaradzenia bieżącym problemom osób bez dachu nad głową.
Strażnicy odwiedzali głównie trzy miejsca, w których rozlokowali się w Legionowie bezdomni. Pomijając chętnie odwiedzany przez nich dworzec kolejowy, są to częściowo zniszczone domy przy ulicach Krętej i Bandurskiego, a także niedokończona piętrowa willa przy ulicy Jasnogórskiej. – Niestety, problem w tym, że przy każdej próbie podjęcia bezdomnego z takiego miejsca i przewiezienia do ośrodka, gdzie można go ogrzać – do Caritasu czy do ogrzewalni na Kozłówce, te osoby po prostu nam odmawiają. Zdarzały się takie przypadki, że bezdomny jechał z nami, wydawało się, że temat mamy rozwiązany i uratowaliśmy mu życie, a już na drugi dzień albo jeszcze tego samego dnia taki człowiek wracał na dawne miejsce. A my nie możemy nikogo zmuszać, aby gdzieś był na siłę przewożony – zaznacza Adam Nadworski, komendant Straży Miejskiej w Legionowie.
Z sobie znanych względów większość bezdomnych, mając w perspektywie opiekę na terenie wymagającej trzeźwości noclegowni, wybiera jednak chłodną i głodną wolność. – Ale gdy temperatury spadały i wiedzieliśmy, że zbliża się do nas już taka prawdziwa zima – ze śniegiem oraz niskimi temperaturami, te nieruchomości były przez nas odwiedzane nawet dwa, trzy razy na dobę. I nie ukrywam, że trzy osoby z takich miejsc udało nam się skutecznie przewieźć do placówek, gdzie mogły się ogrzać i dostać ciepły posiłek – mówi komendant. A w uzasadnionych przypadkach otrzymać także nowe, czyste ubranie oraz podstawową opiekę medyczną.
Osobom, które wolały zostać w zimnych pustostanach i wracały na, nomen omen, stare śmieci, strażnicy pomagali natomiast w innych sposób. – W tym roku pojawiła się taka możliwość, żeby dostarczać bezdomnym suchy prowiant pochodzący ze znajdującego się przy starostwie magazynu legionowskiego Caritasu. I my to również robimy. No bo sama dowożona przez nas ciepła herbata nie wystarcza. Bezdomny, który jest często mało zaradny, nie zawsze poradzi sobie ze znalezieniem jedzenia czy dostaniem od kogoś przysłowiowej kromki chleba – dodaje Adam Nadworski. Beneficjenci realizowanej przez strażników akcji przyjęli ją oczywiście bardzo ciepło. Rozumieją i akceptują zainteresowanie mundurowych swoim losem, a na ich wizyty oraz żywność każdego dnia z niecierpliwością czekają. W tym roku, co podkreśla komendant Nadworski, nie było jeszcze przypadku, że pomoc dotarła do bezdomnego zbyt późno. Mimo to Straż Miejska czyni starania mające na celu ograniczenie niebezpieczeństwa związanego z koczowaniem w obiektach niemal w każdej chwili mogących się zawalić. – Nawet zgłaszaliśmy taką sytuację do nadzoru budowlanego, który z racji swoich uprawnień może w tej kwestii jakoś zareagować. Bo taka sytuacja stwarza jeszcze dodatkowe zagrożenie dla życia i zdrowia przebywających tam bezdomnych.
Inna sprawa, że na miarę skromnych możliwości, w przejmowanych przez siebie pustostanach potrafią się oni całkiem dobrze urządzić. Jak choćby w objętym niedawno kolejnym pożarem domu na rogu Jasnogórskiej i Kościuszki. – Przebywają w nim bezdomni, którzy stworzyli sobie tam nawet prowizoryczną kuchnię polową, tak zwaną kozę. No i ogrzewają się w ten sposób. Oczywiście ich również odwiedzamy i także otrzymują oni od nas doraźną pomoc, między innymi w postaci suchego prowiantu – mówi komendant Adam Nadworski. Sądząc z deklaracji miejskich strażników, zimowe monitorowanie sytuacji legionowskich bezdomnych zamierzają prowadzić dopóki będzie istniała taka potrzeba. W pozostałych, cieplejszych miesiącach roku wystarczy po prostu – jak dotychczas – mieć ich na oku.