Mieszkańców legionowskiej SMLW, ale też wszystkich innych spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych, dotknęły ostatnio podwyżki opłat. W wielu przypadkach znaczące. Tyle że przyczyny wzrostu czynszów mają swe źródło nie tam, gdzie zwykli upatrywać ich lokatorzy. W tym przypadku zadanie zarządców nieruchomości sprowadza się bowiem głównie do roli dostarczycieli złych wieści.
Skoro na fali wszechobecnych podwyżek rośnie też wysokość czynszów, trudno się dziwić, że lokatorzy są niezadowoleni i usiłują znaleźć winnych. Jak z gorzką ironią zauważa prezes Szymon Rosiak, ludzie z reguły nie szukają ich daleko. – System prawny, który stworzono u nas pod koniec lat dziewięćdziesiątych, powoduje, że wszystko, co się dzieje w mieszkaniach, jest winą prezesa spółdzielni.
Ekonomiczna rzeczywistość jest jednak bardziej złożona. A w jej skomplikowanym mechanizmie zarząd czy administracja są tylko małymi trybikami. Główny powód niedawnego wzrostu opłat to potwierdza. – Wynika on z podwyżki kosztów eksploatacji jako całości. My, jako spółdzielnia, generujemy – w zależności od sposobu liczenia – od dziewięciu do dwudziestu kilku procent kosztów, które ponosi lokator. Reszta to są koszty zewnętrzne. Kiedy one rosną, a w 2020 roku podwyżki ciepła były dwukrotne, musimy to przerzucić na mieszkańców. Nie ma innego wyjścia – przyznaje Szymon Rosiak. Przy czym sama cena ciepłej wody to nie wszystko. Wzrost opłat wynika też ze sposobu, w jaki powstają zaliczki na poczet jej zużycia. Na ich wysokości mógł się odbić fakt, że z powodu pandemii mnóstwo ludzi więcej czasu spędza teraz w domach. – Jeżeli człowiek zużywa określoną ilość wody, po czym my po zamknięciu okresu rozliczeniowego widzimy, że zaliczki, które dla niego przewidzieliśmy, są za niskie i na finiszu okresu rozliczeniowego on musi dopłacać – czasami znaczącą kwotę, wtedy podnosimy tą zaliczkę, żeby według używanego przez nas algorytmu mniej więcej wychodziło to na koniec na zero.
Upraszczając nieco sprawę, można powiedzieć, że na zero musi też wychodzić w swojej działalności każda spółdzielnia mieszkaniowa. Dlatego wiązanie podwyżek z ich domniemaną chęcią zysku jest nieuzasadnione i krzywdzące. – Nie ma żadnych możliwości prawnych ani woli z naszej strony, żeby obciążać mieszkańców więcej, aniżeli wynika to z tego, co płacimy. My nie mamy prawa na czymkolwiek zarabiać, nam nie wolno. Kontrolowani jesteśmy co najmniej raz w roku i to nie wchodzi w grę. W związku z tym przerzucamy na mieszkańców tylko te koszty, które my ponosimy. I nie może być w tej działalności nadwyżki przychodów nad kosztami.
Ostatnio, jak przyznaje prezes Rosiak, sytuacja w SMLW jest zgoła odwrotna. – Mamy niedobór środków na eksploatacji. Jeszcze nie zamknęliśmy ubiegłego roku, ale wyniesie on co najmniej półtora miliona złotych. Na szczęście w skali spółdzielni, przy mniej więcej pięćdziesięciu milionach złotych obrotów z gospodarki zasobami, to nie jest jakaś porażająca kwota. Generalnie sytuacja finansowa spółdzielni jest taka, że nie mamy żadnego problemu z płynnością. I podkreślam, mieszkańców obciążamy tylko tymi kosztami, które ponosimy. A my na to wpływu nie mamy.
Przez wiele lat, inwestując dziesiątki milionów złotych, legionowska SMLW zrobiła wiele na rzecz obniżenia zużycia wody oraz energii cieplnej. Termomodernizacja jest już właściwie zakończona, a większość budynków ma nową instalację hydrauliczną. Ale finansowych realiów, w jakich funkcjonuje spółdzielnia, zmienić się nie da. Można tylko ubolewać, że dobra wola i oszczędność mieszkańców czasem w znikomym stopniu przekładają się na comiesięczne rachunki. Jeśli chodzi o ich wysokość w przyszłości, szef SMLW jest realistą, prezentuje jednak przy tym umiarkowany optymizm. – Z punktu widzenia gospodarki spółdzielni jako takiej i tego nieszczęsnego Covida, nie widzimy zagrożeń związanych z podniesieniem opłat. Ale co się wydarzy, nie mamy bladego pojęcia. A widzimy ruchy po stronie rządzących polegające na gwałtownym poszukiwaniu jakichkolwiek środków, poprzez wprowadzanie „po cichu” różnych podatków, nazywanych na przykład składką. I tego rodzaju działania cały czas na nas jakoś oddziałują. Ale jeszcze nie na tyle, żeby przenosić to na mieszkańców – mówi Szymon Rosiak. Wszystkim spółdzielcom wypada więc tylko życzyć, aby pozostało tak jak najdłużej.