Pod tym względem, chociaż z całkiem innych powodów, Legionowo przypomina stolicę – rodowitych mieszkańców nie ma w nim zbyt wielu. Rodowitych, czyli tych, którzy nie tylko od dzieciństwa w tym mieście żyją, lecz także w nim opuścili matczyne łono. Całkiem niedawno dołączyła do tego elitarnego grona kolejna legionowianka. Co jako wydarzenie nader sporadyczne, szerokim echem odbiło się także w miejskim ratuszu.
Powód malejącej liczby legionowian z urodzenia jest oczywiście powszechnie znany. – W Legionowie nie mamy szpitala, w związku z tym większość legionowian rodzi się albo w Warszawie, albo w Nowym Dworze Mazowieckim, w Wołominie lub w innych miastach. Natomiast od czasu do czasu, mniej więcej raz na rok, rodzi się też legionowianin w Legionowie – mówi zastępca prezydenta miasta Piotr Zadrożny. Legionowianin albo, tak jak kilka tygodni temu – legionowianka. Zgodnie z decyzją swych rodziców mała Irenka, trzecia córka państwa Urszuli i Tomasza Związków, przyszła na świat we własnym domu. Ponieważ dzieje się to bardzo rzadko, nic dziwnego, że po otrzymaniu takiej informacji miejskim urzędnikom trudno było w nią uwierzyć. Czego zresztą, podczas spotkania z zaproszonymi do ratusza szczęśliwymi rodzicami nie kryli. – Jak zobaczyłam złożony przez pana wniosek o rejestrację urodzenia dziecka, pierwsze, co zrobiłam, to pomyślałam, że po prostu się pan pomylił, bo wybrał do rejestracji Urząd Miasta Legionowo. Po czym zadzwoniłam do pana, aby potwierdzić, czy faktycznie tak się stało. No i usłyszałam: „Tak, dziecko urodziło się w domu” – opowiadała Małgorzata Schlade, zastępca kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Legionowie.
Na wieść o tym wydarzeniu miejscy włodarze postanowili uhonorować małą Irenkę i jej rodzinę. Do oficjalnych gratulacji od prezydenta dołączyli też drobne prezenty oraz mnóstwo ciepłych słów i podziękowań. Ku zadowoleniu uczestników, główna bohaterka uroczystości przyjęła to wszystko ze stoickim spokojem. Tak czy inaczej, na przyjęcie jej oraz innych maluchów Legionowo od lat chce być przygotowane jak należy. – Cieszymy się z każdego nowego legionowianina, niezależnie od tego, czy urodzi się tutaj, w Warszawie, czy też w innej miejscowości. Staramy się ich wspierać, dlatego zapewniamy odpowiednią infrastrukturę, chociażby jeżeli chodzi o lokalną oświatę. Przypomnę, że w ubiegłym roku otworzyliśmy filię miejskiego żłóbka, aby przyjmować jak najwięcej dzieci, ułatwiając tym samym rodzicom powrót na rynek pracy. Wspieramy też duże rodziny, na przykład dzięki legionowskiej, oferującej szereg zniżek Karcie Dużej Rodziny – zarówno w instytucjach publicznych, jak i wśród prywatnych partnerów programu. Inwestujemy też w miejską infrastrukturę związaną z dziećmi. Cały czas patrzymy, w jaki jeszcze sposób moglibyśmy pomagać legionowskim rodzinom – zapewnia Piotr Zadrożny.
Co do samego miejsca urodzenia, dla wielu osób ma ono, jeśli nie decydujące, to na pewno duże symboliczne znaczenie. Należy też do nich zastępca prezydenta Legionowa. – Zawsze gdy wyjmuję dowód osobisty i patrzę, gdzie jestem urodzony, czy też wypełniam jakieś druki w urzędach i jest tam rubryka na wpisanie miejsca urodzenia, to gdzieś tam myślami do niego wracam, wspominam. Wiele pokoleń naszych mieszkańców rodziło się w Legionowie, bo jeszcze całkiem niedawno była tu przecież izba porodowa. I oni zawsze w rozmowach, pytani skąd pochodzą i gdzie są ich korzenie, jeżeli urodzili się w Legionowie, to z dumą tę okoliczność podkreślają – dodaje wiceszef ratusza. Za kilka czy kilkanaście lat mała Irenka również będzie mogła tym faktem się chwalić. I choćby tylko z tego powodu już jest i pozostanie wyjątkowa.