Trudno powiedzieć, czy to reakcja rynku na postępującą inflację, czy raczej dowód rosnącej zamożności rodaków. Zapewne i jedno, i drugie. Fakty są w każdym razie takie, że na pierwotnym rynku nieruchomości podaż nie nadąża ostatnio za popytem. Na rynku, którego legionowska SMLW od lat jest aktywnym i cenionym graczem. Nic zatem dziwnego, że zakupową gorączkę chętnych na nowe „M” spółdzielnia obserwuje również na własnym podwórku.
Podczas gdy wiele polskich miast od lat systematycznie się wyludnia, do Legionowa i okolic wciąż ściągają ludzie pragnący się tu osiedlić. Po części ze względu na bliskość stolicy i związane z nią perspektywy zawodowe, po części zaś z uwagi na zalety samego miasta – dobrze skomunikowanego z Warszawą i sąsiednimi gminami, lecz także na miejscu oferującego swym mieszkańcom niemal wszystko to, czego wymaga się od nowoczesnego i wygodnego do życia ośrodka miejskiego. Taki stan rzeczy generuje, rzecz jasna, duży popyt na mieszkania czy domy: zarówno na rynku wtórnym, jak i te całkiem nowe. W starającej się wychodzić mu naprzeciw Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej do takiej sytuacji zdążono się już przyzwyczaić. No i oczywiście dostosować. – Każda inwestycja, którą rozpoczynamy, wzbudza ogromne zainteresowanie. Doszło do tego, że my w ogóle nie reklamujemy się z tymi inwestycjami. Ludzie widzą: jest ogrodzenie, coś rośnie, no i składają wnioski. Budynek na Przylesiu, przy ulicy Akademijnej 15, jest już praktycznie po wykonaniu tynków oraz instalacji, a my jeszcze nie rozpoczęliśmy sprzedaży. Rozpoczniemy ją w październiku, bo chodziło nam o to, żeby interwencje klientów i ewentualne wynikające z nich zmiany nie zaburzyły całego cyklu inwestycji, bo to jest jednak bardzo trudne i uciążliwe dla wykonawcy – przyznawał we wrześniu ubiegłego roku Szymon Rosiak, prezes zarządu SMLW w Legionowie.
Kiedy więc legionowska spółdzielnia otworzyła już jesienny kram z jabłonowskimi mieszkaniami, sprzedała je wszystkie na pniu. Podobnie ma także sprawa z oferowanymi przez SMLW domami, choć w ich przypadku trzeba, co zrozumiałe, dysponować o wiele grubszym portfelem. A jeśli nie, to przynajmniej większą zdolnością kredytową… – Kończymy teraz osiedle domów jednorodzinnych na dużych działkach i na osiemnaście nieruchomości mieliśmy tam stu pięciu chętnych do zakupu którejś z nich. Oczywiście, jak doszło do podpisywania umów, to niektórzy się wycofali. Albo dlatego, że wcześniej zaspokoili swoje potrzeby mieszkaniowe w innym miejscu, albo z innego, nieznanego nam powodu. Generalnie jednak nie mieliśmy żadnego problemu z podpisaniem wszystkim umów i wpłaceniem przez naszych klientów równowartości zaliczki na wkład budowlany – dodał prezes Rosiak.
Co warte podkreślenia, już teraz przyszli mieszkańcy są bardzo zadowoleni z wyglądu domów, całego jabłonowskiego osiedla oraz jego lokalizacji. W tej wielkiej beczce miodu dziegciu na razie jest niewiele. – Brakuje mu właściwie tylko jednej rzeczy: żeby ten kawałek ulicy Politechnicznej został utwardzony. Ale ta sprawa nie leży już w naszej gestii, tylko po stronie władz gminy Jabłonna – mówił Szymon Rosiak. Historia spółdzielczo-gminnych kontaktów w jej rychłe, korzystne rozstrzygnięcie każe powątpiewać. Prędzej czy później lokalni samorządowcy wezmą się jednak zapewne do dzieła. W przeciwnym razie mocno zintegrowani i skuteczni w działaniu mieszkańcy Przylesia mogą im o tym głośno przypomnieć…