Trudno ocenić, czy dzieje się tak przez pandemię i dłuższe przebywanie wielu osób w domach. Fakty są jednak takie, że mieszkańcy spółdzielczych bloków produkują coraz więcej odpadów. A na dodatek pozbywają się ich często w nieodpowiedzialny sposób. Te działania, jak łatwo przewidzieć, raczej prędzej niż później mogą doprowadzić do śmieciowej katastrofy.
Wiele miast, włącznie ze stolicą, usiłuje na różne sposoby jej zapobiec. Wygląda na to, że takie kroki będą również konieczne w Legionowie. Pod względem odpadowej „produktywności” jego mieszkańcy w niczym bowiem nie ustępują sąsiadom z innych części kraju. – Tak zwana rewolucja śmieciowa, nie tylko w Warszawie, ale też w wielu innych miastach, wywołała falę krytyki. Patrząc jednak na to, ile produkujemy śmieci i jak niewłaściwie je segregujemy, myślę że wcześniej czy później dojdzie do takiej rewolucji także u nas – mówi Agnieszka Borkowska, wiceprezes zarządu legionowskiej SMLW.
Widać to jak na dłoni po zawartości pojemników do selektywnej zbiórki odpadów. W zielonych, odbieranych raz na dwa tygodnie, łatwo znaleźć nie tylko szkło. Za to niebieskie, opróżniane raz w tygodniu – na papier oraz karton, niemal zawsze wypełnione są po brzegi. Niestety, jedynie na pierwszy rzut oka. Ale tak wcale być nie musi. – Chciałabym przypomnieć, że przed wrzuceniem kartonu należy go zgnieść lub złożyć. A w przypadku pudeł dużych rozmiarów, na przykład po meblach czy sprzęcie AGD, warto dodatkowo związać je sznurkiem lub taśmą i położyć gdzieś obok. Chodzi o to, aby nie wkładać do pojemników całych kartonów, bo wtedy wystarczą dwa czy trzy i cały zostaje pojemnik zapełniony – dodaje wiceprezes SMLW. Swoje wątpliwe „zasługi” mają też w tej kwestii drobni przedsiębiorcy, niekiedy od lat ignorujący fakt, że każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą, powinien mieć podpisaną umowę na odbiór śmieci z własnego lokalu, nie zaś podrzucać odpady do altanek lub w inne miejsca. A według pracowników SMLW, jest takich przypadków bardzo dużo. Najszybciej „kwitną” na legionowskich osiedlach pojemniki w kolorze żółtym – te na tworzywa sztuczne oraz metal. Najszybciej, mimo że opróżniane są dwa razy w tygodniu. – I tutaj też robimy błąd, ponieważ nie zgniatamy butelek. A najlepiej wcześniej zdjąć z każdej nakrętkę, zgnieść opakowanie, a dopiero później je wyrzucić – radzi Agnieszka Borkowska.
Przymusowy pobyt w domu sprawił, że wiele osób zdecydowało się na remont lub zmianę wystroju mieszkania. Świadczą o tym choćby zapełnione starymi meblami miejsca na odpady wielkogabarytowe. Problem w tym, że pozostałości po pracach budowlanych widać na osiedlach znacznie więcej. I administracjom coraz trudniej sobie z nimi radzić. – Zdarza się tak, że zsypy mamy pozapychane boazerią, kawałkami ścian z płyt kartonowo-gipsowych, bądź znajdujemy odpady budowlane w pojemnikach na odpady zmieszane. Dwa razy w roku przed altankami pojawiają się też hałdy starych opon, leżą tam także części samochodowe, pojemniki po farbach i innych chemikaliach. Wywiezienie tego wszystkiego powoduje dodatkowe, ogromne koszty – narzeka przedstawicielka spółdzielni.
Zgodnie z prawem odpady budowlane mieszkańcy powinni utylizować we własnym zakresie. Co oznacza albo samodzielne wywiezienie ich do prowadzonego przez gminę Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych, albo wynajęcie kontenera lub specjalnej torby na gruz. Tak robią jednak nieliczni. Dlatego też, wobec dużego wzrostu nakładów na wywóz tych śmieci, ich dalsze bieżące usuwanie stoi pod znakiem zapytania. – Dotychczas my to zbieraliśmy, ale niestety koszty zrobiły się tak duże, że nie będziemy tego wywozić – zapowiada Agnieszka Borkowska. Zdaniem zarządu SMLW sytuacja, w której wszyscy mieszkańcy zrzucają się na śmieciową samowolkę części lokatorów, powinna ulec zmianie. Im szybciej to nastąpi i ludzie zaczną sobie zdawać sprawę z jej konsekwencji, tym lepiej.