Zmieniają się pory roku, zmienia się pogoda, ale akurat tego zjawiska ani sezonowość, ani zmiany klimatyczne nie dotyczą. W Legionowie wandalizm i dewastacja publicznego mienia również są na porządku dziennym oraz… nocnym. Za co musi płacić – a w skali roku są to niebagatelne kwoty – także spółka KZB Legionowo, która pokaźną część gminnego majątku ma pod swoją opieką.
Gdzie nie spojrzeć, szczególnie bardziej wnikliwym wzrokiem, tam w legionowskiej przestrzeni publicznej da się dostrzec ślady chuligańskiej działalności. Zwłaszcza po weekendach, które to miłośnicy zakrapianych biesiad pod chmurką celebrują przecież z wyjątkowym uwielbieniem. Samo zjawisko niszczenia mienia publicznego jest oczywiście stare jak świat i miewa różne nasilenie – między innymi w zależności od tego, czy potencjalnym sprawcom chce się spędzać wolny czas na świeżym powietrzu, czy też szukają dla siebie innych, bardziej dyskretnych przestrzeni. Generalnie jednak siła rażenia skromnej, jak można przypuszczać, grupy miejskich niszczycieli jest całkiem spora i pracownikom gminnej spółki potrafi przysporzyć mnóstwo pracy. – Do różnego rodzaju aktów wandalizmu dochodzi przede wszystkim na placach zabaw, ale szkodliwa społecznie działalność wandali nie omija też choćby wielopoziomowych parkingów przy Centrum Komunikacyjnym, zwłaszcza znajdujących się tam klatek schodowych. Pojawia się na nich graffiti, uszkadzane są wyłączniki przeciwpożarowe, kosze na śmieci, szafki hydrantowe, odnotowujemy też dewastacje związane z uruchamianiem klap dymowych – wylicza szkoda Jerzy Wilczyński, kierownik działu eksploatacyjnego KZB Legionowo. A pełna lista chuligańskich grzechów jest przecież o wiele dłuższa.
Inna sprawa, że wspomniane place zabaw – z uwagi na ich małych użytkowników – muszą być pod szczególną opieką. Z takimi defektami, jak na przykład uszkodzone drewniane siedziska piaskownicy, brak ochronnych elementów plastikowych na urządzeniach zabawowych, czy też uszkodzone ogrodzenie, tego rodzaju obiekty po prostu niejako automatycznie powinny wypadać z obiegu. Tego jednak w KZB wolą unikać. – Dlatego zawsze w takich przypadkach staramy się jak najszybciej przywrócić tym miejscom poprzedni wygląd, kładąc szczególny nacisk zwłaszcza na stan techniczny znajdujących się tam zabawek. Dopiero w dalszej kolejności zajmujemy się usunięciem uszkodzeń wpływających na estetykę placów zabaw – podkreśla Irena Bogucka, prezes zarządu spółki KZB Legionowo.
Podobnie ma się sprawa z niszczonymi elementami miejskich parków lub obiektów sportowych. Porwane siatki odgradzające boiska od części spacerowej, uszkodzone zamki, pobazgrane sprejem wiaty dla rowerów, potłuczone butelki, niedopałki papierosów i mnóstwo „poimprezowych” śmieci – to tylko część z długiej listy chuligańskich grzechów popełnianych w tych miejscach. A jest przecież jeszcze Targowisko Miejskie, gdzie odkąd przy wejściach zawisły pojemniki z płynem do dezynfekcji, właściwie co tydzień pracownicy zarządzającej targiem spółki KZB muszą usuwać zniszczone dozowniki. No i oczywiście zastępować je kolejnymi. – Aby zachować bezpieczeństwo na tych obiektach, trzeba na bieżąco likwidować powstałe zniszczenia. I my tak właśnie czynimy. W praktyce oznacza to wysłanie na cały dzień do tych punktów samochodu oraz konserwatorów ze sprzętem i materiałami. Dzieje się tak mniej więcej dwa razy w tygodniu. Nie muszę chyba dodawać, że odciągamy ich w ten sposób od pracy na stadionie czy w placówkach oświatowych – mówi Jerzy Wilczyński.
Ile to wszystko miejską spółkę kosztuje? Bardzo dużo. Wystarczy wspomnieć, że całodzienna praca dwuosobowej ekipy, powiększona o wartość materiałów, uszczupla kasę KZB o, lekko licząc, tysiąc złotych. Pomnożenie tej kwoty przez odnotowywaną liczbę tego rodzaju interwencji potwierdza tylko, że ludzka głupota może i nie boli, lecz niestety potrafi być brzemienna w skutkach finansowych. Przy czym płacą za nią najczęściej wszyscy, tylko nie sprawcy dewastacji. Nawet w czasach, gdy miasto spowija sieć monitoringu, a niemal każdy mieszkaniec nosi w kieszeni sprzęt do rejestracji obrazu, wandale wciąż bardzo rzadko grają w takich filmach główne role. A szkoda.