Śmiało można przyjąć, że odkąd tylko ludzie stali się zdolni do głębszych refleksji nad kondycją społeczeństwa, w którym żyli, zaczęli narzekać na młodzież. Dawniej co prawda, choćby w starożytności, trudno jej było zarzucić zbyt głośne słuchanie muzyki, konsumpcję papierosów, czy też paradowanie w dziurawych jeansach, lecz swoje za uszami bankowo antyczna dziatwa miała. Może na przykład nosiła podwinięte tuniki i niezasznurowane sandały? Albo jeszcze gorzej, o zgrozo, po pijaku rozbijała się rydwanami! Wszystko możliwe. Inna sprawa, że rozrywki w rodzaju pokątnego spożywania wina tudzież bazgrania po murach były i na wieki wieków pozostaną dla młodych ludzi z naszej części świata wspólne. Co by nie mówić, to tradycja.
Do listy powielanych przez małolaty grzechów, na czele z używaniem używek, dzisiejsza starszyzna chętnie dorzuca zatracanie się w wirtualnym świecie oraz (stanowiący tego konsekwencję) brak pociągu do książek – swoistą (nie)poczytalność. Na pierwszy plan wysuwa się zaś ogólne rozleniwienie, sprawiające, że w oczach seniorów niemal całe pokolenie to takie poko-lenie. I pewnie coś w tym nawet jest, bo teraz wielu rodziców za punkt honoru wzięło sobie uchronienie pociech od losu, jaki im za młodu zgotowało życie. A pociechy, cóż, mają uciechę i protestować przeciw temu ani myślą. Więc niczym cwane szczenię badają, gdzie opiekunowie wyznaczą im granice. Jasne, że temu utartemu obrazowi przeczą całe masy aktywnych, dociekliwych i ambitnych uczniów czy studentów, którzy – co od dawien dawna stanowi normę – w przyszłości pociągną cywilizację do przodu. Posiwiałych malkontentów to oczywiście nie przekona i dalej, we własnym gronie, będą się rozwodzić, jaka to drzewiej wspaniała żyła młodzież. Będą, gdyż takie jest łaskawie odbierające pamięć prawo natury. Dlatego prawie każdy wół zapomina czasy, kiedy był cielęciem. A kiedy już obrośnie w lata, całą młodzież uważa za bydło.