Przestępcza kreatywność amatorów łatwego zarobku nikogo już właściwie nie dziwi. Zdarza się jednak, czego dowodem incydent na legionowskim osiedlu Batory, gdy przy realizacji skoku na czyjąś kasę do pomysłowości oszust dorzuca jeszcze… pracowitość. Wszystko po to, aby gazem ulotnić się z zyskiem.
Nie mając wcześniej do czynienia z takim „specjalistą”, mieszkanka osiedla Batory za dobrą monetę wzięła odwiedziny odzianego w roboczy uniform, powołującego się na koneksje z legionowską SMLW mężczyzny. Zwłaszcza gdy zakomunikował on, że w trosce o bezpieczeństwo mieszkańców lokalu – na podstawie faktycznie dokonanego wcześniej przeglądu technicznego – znajdujący się w łazience gazowy piecyk do podgrzewania wody zakwalifikowany został do wymiany. I on to właśnie, przysłany za wiedzą osiedlowej administracji fachowiec – zaczynając od demontażu starego sprzętu, zamierza jej niniejszym dokonać. Po czym, z honorami wpuszczony do środka, od słów (przy użyciu posiadanych narzędzi) przeszedł do czynów.
W tak zwanym międzyczasie monter poinformował właścicielkę, że wymiana piecyka, owszem, jest konieczna, ale trzeba za nowy sprzęt oraz cała operację zapłacić. I to sporo, gdyż, cytując Ferdynanda Kiepskiego, to nie są tanie rzeczy… Cóż było robić? Postraszona wizją przypadkowej eksplozji lokatorka, w trosce o swoje zdrowie i życie, niewiele myśląc, na powyższe warunki przystała. Kiedy więc pierwszy etap robót, czyli demontaż piecyka, już się dokonał, jego sprawca zamknął zawór i otworzył kieszeń w celu włożenia do niej zainkasowanej zaliczki w wysokości ponad tysiąca złotych. A kiedy już to uczynił, zadowolony opuścił miejsce pracy. I na odchodne obiecał, że za kilka dni wróci z nowym urządzeniem, które raz-dwa swojej klientce zamontuje.
Z takiego obrotu sprawy zadowolona była również owa klientka, lecz niestety tylko do czasu. Gdy mijały dni, tygodnie, a fachowiec wraz z piecykiem wciąż się nie pojawiali, zaniepokojona legionowianka zadzwoniła w końcu do spółdzielni, pytając, kiedy wreszcie będzie mogła korzystać z ciepłej wody?! Dopiero wtedy, ze słów zdziwionego pracownika SMLW, pechowa klientka „gazownika” dowiedziała się, że została perfidnie oszukana i za nowy piecyk jeszcze raz będzie musiała zapłacić. Tym razem już prawdziwemu, nie zaś farbowanemu konserwatorowi. Można się tylko domyślać, jak poszkodowana kobieta na tę zaskakującą i przykrą wiadomość zareagowała…
Czy podobne przypadki miały wcześniej miejsce na osiedlu Batory, tego w SMLW nie wiedzą. Posiadają natomiast informacje o podobnych próbach naciągania jego mieszkańców przez oszustów budujących swą wiarygodność na spółdzielczym fundamencie. Dlatego warto mieć się na baczności, szczególnie wówczas, gdy ktoś powołuje się na współpracę z osiedlową administracją. Wystarczy jeden telefon, aby przekonać się, czy to prawda, czy może lepiej zamknąć przed intruzem i drzwi, i portfel.