Problem jest stary jak… quady i wieliszewski wójt poruszył go publicznie nie po raz pierwszy. Skoro jednak wciąż nie widać poprawy, Paweł Kownacki znów bije na alarm z powodu niszczenia lokalnych wałów przeciwpowodziowych przez zmotoryzowanych miłośników jazdy w terenie. Alarm bardzo ważny, bo chodzi w nim o coś więcej niż tylko o dobro przyrody.
Aby dostrzec na wałach głębokie ślady opon, zwłaszcza po weekendzie, nie potrzeba wiele szczęścia. Równie łatwo jest też w trakcie spaceru usłyszeć ryczące silniki quadów lub motocykli albo wręcz natknąć się na ich użytkowników. Kłopot w tym, że ten rodzaj rekreacji jest w takich miejscach zarówno na bakier z prawem, jak i z ekologią oraz szeroko pojętym bezpieczeństwem. Trudno się więc dziwić wójtowi z Wieliszewa, że nie przymyka oczu na to negatywne zjawisko. Ostatnio, opatrując post zdjęciami, znów dał tego świadectwo na Facebooku. „Tak rozjeżdżane są wały przeciwpowodziowe przez kilkunastu „porządnych obywateli”, którzy potrzebują relaksu… Wszystkie quady za grube tysiące, ale bez tablic. Pytam się dla moich dzieci… gdzie jest Polska Policja? To ich stała miejscówka, wystarczy przyjechać” – napisał wójt Paweł Kownacki, zwracając też uwagę na ekonomiczne konsekwencje takiej dewastacji. „Dla dzieci pytam, gdyż Państwo żałuje na patrole za kilkaset złotych, a naprawa wału to miliony i zgadnijcie, kto się dokłada, choć nie musi (w myśl bezpieczeństwa również moich dzieci)… samorząd gminny”.
Na koniec wieliszewski wójt sam podjął próbę odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak trudno spotkać na wałach stróżów prawa. Odpowiedzi tyleż prawdopodobnej, co dla wielu mieszkańców zapewne oburzającej: „Kiedyś powiedziano mi, żebym się lepiej nie czepiał, bo to jeżdżą ważni ludzie, nie do ruszenia. Dobra rada? A może groźba?”. Cóż, tak czy inaczej, szef gminy najwyraźniej nie posłuchał…