Jako egzemplarz z ponad półwiecznym przebiegiem, dobrze pamiętam czasy, gdy nad Wisłą panowali pierwsi sekretarze. Pierwsi, gwoli ścisłości, jeno do władzy, przywilejów i kasy, lecz jako szafarze ludowego dobrobytu – jednostki raczej drugiej i trzeciej kategorii. Oni to właśnie wprowadzili kiedyś do obrotu kartki na obuwie, które za młodu zdarzyło mi się nawet z osobistą matką realizować. Zasady przydziału były proste: jedna para na wiosnę i lato, druga na resztę roku. Sęk w tym, że mimo państwowej hojności porządnych butów wciąż w kraju brakowało, przeto słoty i chłodów naród nie przyjmował zbyt ciepło. A rozwiązanie problemu było takie proste…
Wpadłem na nie, obserwując współczesną m(ł)odzież, z upodobaniem pomykającą przez cały rok w szmaciato-gumowych butkach ze znaczkami trendy marek. Markowych, znaczy. Pod stopami chrzęści lód, a ci zasuwają w trampkach! Zdobionych zresztą często posiniałymi od mrozu łydkami. Tak potężna jest siła mody! Dlatego aż dziw bierze, że w PRL-u nie wpadli na to, by zamiast łatać deficyt zimowego obuwia, lansować łażenie w letnim. Wystarczyło tylko wmówić rodakom jedną rzecz: „Wicie, rozumicie, tak samo noszą się ci z Zachodu”. Wówczas, znając narodowe kompleksy, demolud wszedłby w ten obuwniczy kit jak w masło. Pardon, w margarynę. Tak czy owak, dziś na ulicach widać, że ten manewr był możliwy. Choć, trzeba przyznać, już i ustrój nie ten sam, i zimy.
Spece od reklamy wiedzą, że najbardziej opyla się najpierw wykreować lub podkręcić jakąś potrzebę, a później dostarczyć produkt, który ją zaspokoi. Coś w stylu leku na zespół niespokojnych nóg. Czemu o tym piszę? Bo coś takiego robi właśnie rząd: kreując przy użyciu podwyżek coraz większy popyt na złotówki. Wprawdzie z ich podażą, za sprawą dodruku, też jest nieźle, ale na wszelki wypadek warto byłoby zachęcić obywateli do życiowego survivalu. Drożeje żarcie? Promujemy lecznicze głodówki! Rosną ceny gazu? Radzimy w domach morsować na sucho! Nie stać ludzi na paliwo? Podsuwamy im rowery! I tak dalej, i tak dalej. Tylko z tymi letnimi butami na miejscu premiera nic bym nie zmieniał. Zawsze to przecież lepiej dostać od wyborców kopa z trampka niż z kamasza.