Działania legionowskiej SMLW od lat dowodzą, że realizowanie kolejnych inwestycji mieszkaniowych jest korzystne dla spółdzielni i jej mieszkańców. Głównie ze względów ekonomicznych, bo pozwala zdjąć z nich część obciążeń z tytułu eksploatacji budynków. W opinii prezesa Szymona Rosiaka tą drogą powinny też podążać lokalne samorządy. Lecz podążać mądrze, tak aby w pogoni za ofertą dla nowych obywateli się nie zgubić.
Znając branżę jak mało kto, Szymon Rosiak nie ma wątpliwości: – Tylko i wyłącznie rozwój mieszkalnictwa daje gminie dodatkowe dochody i możliwość prawidłowego rozwoju. Jasne, że to pociąga za sobą budowę przedszkoli, szkół i tak dalej, no ale od tego gmina jest – uważa szef SMLW. Warto jednak, jego zdaniem, zwrócić uwagę, że w lokalnych planach zagospodarowania przestrzennego wcale nie musi dominować zabudowa jednorodzinna. Głównie z uwagi na ograniczony ze względów ekonomicznych popyt na domy, których kupno jest poza zasięgiem większości Polaków. – Nie ma aż takiego zapotrzebowania na mieszkanie w domach. Owszem, człowiek, który ma zdolność kredytową pozwalająca na zakup skromnego mieszkania, chętnie zamieszkałby w domu, ale to przerasta jego możliwości. On może zamieszkać w jedno-, dwupokojowym mieszkaniu i w momencie, kiedy dojdzie do wyższego poziomu dochodowego, może je zamienić. Choć wcale niekoniecznie na domek, a na trochę większe mieszkanie. Tymczasem na lokalnym rynku nie ma tej analizy i wyjścia naprzeciw potrzebom mieszkańców.
Jak mówi prezes Rosiak, przykłady widać między innymi w gminach Jabłonna i Wieliszew, gdzie domy rosną niczym grzyby po deszczu. Co z jednej strony przyciąga nowych mieszkańców, z drugiej jednak generuje szereg nowych wyzwań. Związanych głównie z komunikacją oraz komunalną infrastrukturą. – Między Jabłonną a Chotomowem jest 90 hektarów terenu zielonego w planie zagospodarowania przestrzennego. Ogromna liczba działek, a nie ma tam wodociągu, kanalizacji oraz dróg. Tak więc gmina musi to wszystko zrealizować. I w przeliczeniu na jednego mieszkańca albo jeden obiekt to będzie najdroższa inwestycja w historii gminy, która się nigdy nie zwróci. Gdyby natomiast wydzielono tam, powiedzmy, 20 hektarów pod budownictwo wielorodzinne, gdzie byłaby duża intensywność, to opłacałoby się dociągnąć tam wodę, kanalizację i drogi. A nawet wybudować szkołę, bo wyszłoby to zdecydowanie taniej.
Fakty są w każdym razie takie, że w Legionowie i najbliższych okolicach spółdzielnia nie ma już gdzie budować. Znalezienie terenu jest bardzo trudne, a jeśli nawet się jakiś trafi, to albo jest za drogi, albo przeznaczony pod lokale jednorodzinne. Tymczasem im dalej od miasta, tym atrakcyjność takich inwestycji jest mniejsza. Choć w przypadku nabywców wszystko zależy oczywiście od ich indywidualnych preferencji. – Tendencja wśród naszych klientów jest taka, że niekoniecznie chcą mieszkać w Warszawie. Oni chcą mieszkać w miejscu, które im daje – subiektywnie przez nich oceniany – komfort. Dla niektórych będzie to mieszkanie na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej, dla drugich mieszkanie na Białołęce, a dla jeszcze innych – w Jabłonnie, Legionowie lub Wieliszewie. To wszystko musimy uwzględniać – mówi Szymon Rosiak.
Jedno pozostaje niezmienne: dla zarządu legionowskiej SMLW priorytetami są interes oraz dobro jej obecnych mieszkańców. I to przede wszystkim temu jest i pozostanie podporządkowana inwestycyjna działalność spółdzielni. O reszcie zadecydują realia rynku budowlanego, obecnie raczej mało sprzyjające dalekosiężnym planom w tym zakresie.