Chociaż w sobotnim (12 marca) meczu KPR Legionowo był murowanym faworytem, Liga Centralna widziała już nie takie niespodzianki i sensacje. Ale będący ostatnio „w gazie” gospodarze znów zrobili, co do nich należy i zawsze groźną Warmię Energę Olsztyn gładko pokonali 27:17, wskakując dzięki temu w tabeli na trzecie miejsce.
Z meczu na mecz szefowie legionowskiego klubu fundują kibicom kolejne niespodzianki. Tym razem zaprosili grupę młodych czirliderek, które zawodników miały zagrzewać do boju, a kilkuset miejscowych kibiców do dopingowania swej drużyny. Warto przy tym wspomnieć o grupce fanów z Olsztyna, którzy dzielnie (choć bez powodzenia…) starali się zagłuszyć legionowską „żyletę”. Ale najważniejsze rzeczy działy się oczywiście na boisku.
Początek spotkania odbiegał od oczekiwań większości zgromadzonych w IŁ Capital Arenie osób. Po pięciu minutach goście prowadzili 3:0, KPR zaś nie mógł wstrzelić się w bramkę rywala. Dopiero wtedy Krystian Wołowiec po raz pierwszy zdołał ją sforsować. Było widać, że olsztynianie podeszli do faworyzowanego przeciwnika bez respektu, z zamiarem sprawienia w Legionowie sporej, co by nie mówić, niespodzianki. Na szczęście KPR miał jeszcze mnóstwo czasu, aby wejść na właściwe, czyli wysokie obroty. Drugą bramkę dla gospodarzy zdobył w 9 minucie z karnego jeden z jej trenerów, Michał Prątnicki. Niestety, kilkadziesiąt sekund później musieli oni grać w podwójnym osłabieniu, co mocno zmniejszyło ich szanse na wyrównanie. Zwiększył je natomiast Tomasz Szałkucki, który kapitalnie obronił rzut karny. A napędzona tym drużyna dopełniła dzieła, zdobywając trzeciego i czwartego gola. Wprawdzie po chwili goście znów mieli karnego, ale ponownie nie zdołali sforsować strzeżonej przez Szałkuckiego bramki. Zrobili to natomiast legionowianie i przy aplauzie wyposażonych w „klaskacze” kibiców wyszli na 5:3. Z minuty na minutę pojedynek nabierał tempa i rumieńców. Na półmetku pierwszej części meczu KPR prowadził 6:5, coraz lepiej radząc sobie z rozbijaniem ataków przyjezdnych. Gdyby nie kilka udanych interwencji ich golkipera, już w tej fazie gry mogli oni mieć do miejscowych sporą stratę. A tak, w 19 minucie, kiedy sztab Warmii Energi poprosił o czas, KPR prowadził tylko 7:5. Rzecz jasna chciał więcej, lecz momentami chciał aż za bardzo i parę razy niepotrzebnie stracił piłkę i okazję do strzału. Na szczęście olsztynianie też nie grzeszyli skutecznością, w efekcie bramek padało w tej fazie spotkania jak na lekarstwo. W 25 minucie KPR pierwszy raz wyszedł na trzybramkową przewagę (9:6). Po chwili Michał Prątnicki miał okazję podwyższyć ją z karnego, lecz jego trzecia próba ze stałego fragmentu gry okazała się nieudana. Czego nie zrobił trener, zrobili Tomasz Kasprzak i Jakub Brzeziński. Po piorunującym finiszu KPR zszedł do szatni, prowadząc 12:6.
W przerwie zaprezentowały się publiczności dziewczyny z Warsaw Cheerleaders. Nie obyło się przy tym bez akcentu ukraińskiego, ponieważ część zespołu pochodzi właśnie z napadniętego przez Rosjan kraju. Dziękując Polakom za wsparcie, zachęciły widzów do udziału w prowadzonej wśród kibiców zbiórce pieniędzy na pomoc uchodźcom. Bo do głośnego dopingowania KPR-u zachęcać ich nie musiały… – Super, tylko się cieszyć. Aż chce się grać! Po to też my wychodzimy na boisko, żeby ludziom, którzy tu przychodzą, dawać fajny spektakl. Tak to powinno wyglądać. Fajnie się dzieje i oby tak dalej – mówił po meczu Michał Prątnicki, grający trener legionowian.
Kiedy obie drużyny wróciły na parkiet, KPR kontynuował ostrzał, dokładając gościom dwie kolejne bramki. Głośna fiesta na trybunach mogła więc trwać nadal, czemu bez wątpienia sprzyjała też działająca od niedawna w trakcie meczów strefa gastronomiczna, pozwalająca nabrać potrzebnej do dopingu siły. W 37 minucie, przy stanie 14:7, trenerzy gospodarzy – widząc w ich szeregach pewne rozprężenie – zaprosili zawodników na pierwszą tego dnia rozmowę. Tuż po niej trafienie zaliczył Mateusz Chabior. Przydało się, bo za chwilę KPR musiał grać w podwójnym osłabieniu. Trudny czas przetrwał on jednak w miarę bezboleśnie i kiedy sytuacja wróciła do normy, wciąż prowadził ośmioma golami (17:9). W 42 minucie trener gości podjął kolejną próbę poprawienia skuteczności swej ekipy, lecz biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg meczu, było to arcytrudne zadanie. Zwłaszcza że niesieni dopingiem gospodarze kontrolowali grę, trzymając rywala na bezpieczny dystans. Kwadrans przed końcem rywalizacji KPR prowadził 18:11 i miał już prostą drogę do kolejnego zwycięstwa. Inna sprawa, że widząc niesłabnąca determinację szczypiornistów Warmii Energi, w 50 minucie sztab legionowian poprosił o czas, by ustawić drużynę na końcówkę meczu. Tego wieczoru takie dmuchanie na zimne było jednak zbędne. Dobrze naoliwiona legionowska machina do ostatniego gwizdka sędziego nie straciła impetu, odprawiając bezsilnych momentami gości 27:17.
Przekonujące zwycięstwo idealnie wpisało się w nastrój trybun, utwierdzając gospodarzy w przekonaniu, że wykonali kawał dobrej boiskowej roboty. – Naprawdę gratulacje dla drużyny za grę w obronie, bo tylko 17 straconych bramek, i to przy tych trzech, które na początku meczu szybko zdobyła ekipa z Olsztyna. Ogólnie nasza gra była bardzo dobra. Warmia to jest dobra, poukładana drużyna i nie grała dzisiaj źle. Przegrała dziesięcioma bramkami i z boku wygląda to na dużą różnicę, ale włożyliśmy w ten wynik dużo pracy i dużo zdrowia, bo Olsztyn naprawdę postawił trudne warunki. No i chwała mu za to, bo dzięki temu oglądaliśmy fajny mecz – ocenia Michał Prątnicki. I obiecuje, że w każdym kolejnym pojedynku KPR będzie twardo walczył o komplet punktów.
KPR Legionowo – Warmia Energa Olsztyn 27:17 (12:6)
KPR: najwięcej bramek – Chabior, Fąfara, Kasprzak – po 5.
Warmia Energa: Makowski, Matusiak, Kaczmarczyk – Reichel 5, Chełmiński 3 (3/3), Klapka 2, Konkel 2, Malewski 2, Didyk 1, Gruszczyński 1, Zemełka 1, Laskowski, Stępień, Safiejko, Sikorski.