W sobotnim meczu pod dachem IŁ Capital Areny drudzy w tabeli szczypiorniści KPR-u stanęli przed bodaj największym wyzwaniem w rundzie rewanżowej Ligi Centralnej. Do Legionowa przyjechał bowiem lider rozgrywek, prowadzący z przewagą szesnastu punktów Arged KPR Ostrovia. Tego dnia gospodarze byli jednak mało gościnni i po zaciętym, stojącym na wysokim poziomie boju wygrali 25:24.
Chociaż w tabeli przewaga teamu z Wielkopolski była ogromna i niezagrożona, legionowscy szczypiorniści mieli dobrą okazję (a jeszcze większą ochotę), by dowieść, że na boisku aż taka różnica obu ekip nie dzieli. Jeżeli w ogóle jakakolwiek. W poprzedniej rundzie, na własnym parkiecie, Arged zwyciężył 29:25. Teraz przyszedł więc czas na rewanż.
Obie drużyny wybiegły na parkiet w swoich najmocniejszych składach. Dla Argedu, który w Lidze Centralnej poniósł do tej pory tylko jedną porażkę, zdobycie zaledwie punktu oznaczało awans do Superligi. Dla gospodarzy była to z kolei kwestia prestiżu i potwierdzenia własnej wartości. Wynik w drugiej minucie otworzył najskuteczniejszy w tym sezonie wśród legionowian Filip Fąfara. Za chwilę było już jednak 1:1. Dało się dostrzec, że rywale podeszli do siebie z respektem i bardzo uważnie bronią oraz rozgrywają swoje akcje. Ale widać też było to, że grają ligowi potentaci. Już od pierwszych minut tego zaciętego meczu mógł on się kibicom podobać. W 10 minucie KPR objął prowadzenie 5:4 i utrzymał je po karnym obronionym przez świetnego w tym sezonie Tomasza Szałkuckiego. Za chwilę, po strzale Krystiana Wołowca, zrobiło się 6:4. A do takich sytuacji Arged nie był przez rywali przyzwyczajony… Mimo to trener gości ociągał się z braniem przerwy, ufając w to, że jego gracze sami wejdą wkrótce na swoje właściwe, wysokie obroty. Rację miał o tyle, że w 17 minucie zrobiło się po 7. Ale za chwilę, grając w przewadze, KPR znów prowadził dwoma, a po trafieniu Wołowca trzema „oczkami” (10:7). I wtedy Maciej Nowakowski już nie czekał z wzięciem czasu. Nie tylko on widział, że jego ekipa ma kłopoty z dyktowaniem warunków na boisku. W 22 minucie, przy stanie 11:9, o czas poprosił prowadzący legionowian trenerski duet i ustawił zespół na końcówkę pierwszej połowy. Tyle że przeciwnik też nie próżnował, w 25 minucie obejmując pierwsze w tym starciu prowadzenie (12:11). Mimo to KPR parł do przodu, wyraźnie nie mając ochoty schodzić do szatni ze stratą. I nie zszedł, bo po ostatnim w pierwszej partii gwizdku sędziego było 13:13. A gdyby w ostatnich sekundach Tomasz Kasprzak wykorzystał sytuację sam na sam, mogłoby być jeszcze lepiej…
W drugiej połowie strzelanie zainicjował z kolei lider rozgrywek. Kolejny gol, tym razem dla legionowskiego KPR-u, padł dopiero po paru minutach. A po kolejnych kilku, kiedy miejscowi wrócili do skuteczności z początku meczu, wyszli na dwu-, trzybramkowe prowadzenie (20:17). Nic dziwnego, że trener gości znów zdecydował się na rozmowę ze swoimi zawodnikami. I znów, tak jak w pierwszej połowie, odniosła ona skutek, bo dość szybko Arged wyrównał. Następny cios, w 48 minucie, zadał wprawdzie Filip Fąfara, ale na 10 minut przed końcem goście prowadzili 22:21 i teraz to sztab legionowian poprosił o przerwę. Było jasne, że w tym spotkaniu do samego końca trzeba będzie zachować maksymalną koncentrację. Nerwy robią jednak swoje, co w tej fazie gry wpłynęło zwłaszcza na celność przyjezdnych, którzy w ciągu kilkudziesięciu sekund zmarnowali aż trzy „setki”. Na ich korzyść swoje robili jednak w obronie, przez co KPR nie wykorzystał szansy na odskoczenie przeciwnikowi. Dopiero w 55 minucie Krystian Wołowiec trafił na 23:22, Arged jednak wyrównał i trzy minuty przed końcem było po 23. Ale to gospodarze mieli piłkę, zaś po chwili ich rywale grali w osłabieniu. Sytuację wykorzystał Jakub Brzeziński, zdobywając bezcenną bramkę, lecz za moment po drugiej stronie boiska skapitulował Kacper Zacharski i teraz już każda sekunda miała znaczenie. Po bramce Krystiana Wołowca goście mieli ostatnią akcję i ostatnią szansę na remis. Pół minuty przed końcem ich trener wziął czas, aby poinstruować graczy, jak ten cel osiągnąć. W starciu z postawionym przez KPR murem w obronie nic już jednak nie wskórali, chociaż mieli na to szansę jeszcze w ostatniej sekundzie, uderzając z bezpośredniego rzutu wolnego. Dzięki temu tym razem starcie obu ligowych gigantów 25:24 wygrali zawodnicy KPR Legionowo. I popsuli nastroje przyjezdnym, którzy świętowanie awansu do Superligi będą musieli przełożyć co najmniej o tydzień. Sobie natomiast znacząco je poprawili.
KPR Legionowo – Arged KPR Ostrovia Ostrów Wlkp. 25:24 (13:13)
Bramki dla KPR-u: Fąfara – 7, Chabior – 4, Brzeziński, Kasprzak, Laskowski i Wołowiec – po 3, Brinovec i Kostro – po 1.